Obowiązkowa ocena sprawności ucznia po szóstej klasie już od 2016 r., dofinansowanie gminom hal sportowych i dokształcanie nauczycieli wczesnoszkolnych. Oto pomysł resortów sportu i edukacji na poprawę sprawności fizycznej dzieci.
Interwencja jest potrzebna. Z badań prowadzonych cyklicznie przez Akademię Wychowania Fizycznego wynika, że z dekady na dekadę z najmłodszymi jest coraz gorzej. Nauczyciele wf mają jednak wątpliwości, czy ruchy proponowane przez polityków wystarczą, by przynieść dobrą zmianę.
Dzieci, które w przyszłym roku pójdą do szóstej klasy, czeka wielki sprawdzian z wychowania fizycznego. Nauczyciele będą mierzyć, jak szybko biegają na 60, 600 i 800 m, jak daleko skaczą w dal i ile razy podciągną się na drążku. Wyniki trafią do ogólnopolskiej bazy – zapowiedział minister sportu Witold Bańka. Baza ma być także narzędziem dla trenerów. Jeśli któreś z dzieci będzie się wyróżniało, ma być wyłapane do sportowej kariery. Resort sportu przy współpracy z MEN chciałby także reaktywować szkolne kluby sportowe. Tam uczniowie mogliby ćwiczyć to, co lubią w grupach międzyklasowych, a może nawet międzyszkolnych.
Projektowane rozwiązania z jednej strony mają pomóc wyszukiwać sportowe talenty, a z drugiej – zatrzymać spadek formy. A z tą jeszcze nigdy nie było tak źle. W 1989 r. siedmioletnia dziewczynka skakała w dal 123 cm, 10 lat później – 114 cm, a w 2009 r., kiedy AWF prowadziła ostatnie badanie, już tylko 105 cm. O pomysłach przedstawiciele resortów debatowali w środę z trenerami i nauczycielami wf.
Zdaniem Bożeny Stankiewicz, nauczycielki wf w stołecznej szkole podstawowej nr 29, najpilniejszej diagnozy i wsparcia wymagają zajęcia z wf w klasach 1–3. Z danych MEN wynika, że tylko 10 proc. lekcji wf dla najmłodszych uczniów prowadzą nauczyciele tego przedmiotu. – Dzieci nie mają nawyku, że na wf trzeba się przebierać, a kiedy idą do czwartej klasy, mają lęki, nie wchodzą na drabinki, nie robią przewrotów. Kiedy natomiast zajęcia sportowe prowadzą nauczyciele wuefiści, oswajają z nimi dziecko – tłumaczy. Jest jeden problem: jeśli nauczycielom wczesnoszkolnym zabrać wf, nie będą wyrabiać swojego pensum.
Problemy próbował zdiagnozować Instytut Badań Edukacyjnych. Z nieopublikowanego jeszcze raportu, do którego dotarł DGP, wynika, że najpoważniejszym problemem jest brak infrastruktury. Tego rodzaju bariery wskazuje połowa nauczycieli. – 135 gmin nie ma żadnej hali sportowej – wylicza Witold Bańka i zapowiada, że rząd planuje dofinansowanie do budowy takich obiektów. Według jego pomysłu gminy mogłyby liczyć na pokrycie 70 proc. kosztów. Szczegółów jeszcze nie ma.
Innym poważnym problemem są zbyt liczne grupy uczniów (uważa tak 43 proc. nauczycieli przepytanych przez IBE). Większość nauczycieli pracuje z całą klasą i nie ma możliwości podzielenia jej nawet ze względu na płeć. – Kumulacja dwóch roczników – sześcio- i siedmiolatków – spowodowała, że szkoły nie tylko pracują na dwie zmiany, ale także nie mają możliwości, żeby młodsze grupy wychodziły na boisko czy szkolny plac zabaw – potwierdza minister edukacji Anna Zalewska. Sytuacja ma się poprawić w wyniku podniesienia wieku obowiązku szkolnego, gdy w przyszłym roku do szkół pójdzie mniejszy rocznik dzieci.
Co piąty nauczyciel uważa, że przeszkodą w realizowaniu lekcji wf są trudności finansowe, np. niewystarczające środki na sprzęt, a także podejście rodziców. Kiedy w 2013 r. NIK badał przyczyny częstych zwolnień z wf, okazało się, że większość z nich wystawiają rodzice. Co ciekawe, brak motywacji uczniów do ćwiczeń wskazał tylko co piąty nauczyciel, a brak zainteresowania lekcjami – co szósty.