Oświatowe związki postulują, aby ich wynagrodzenia były wypłacane bezpośrednio z budżetu państwa, a nie przez gminy. Samorządowcy są skłonni poprzeć takie rozwiązanie.
Wydatki samorządowe na szkoły / Dziennik Gazeta Prawna
Do 8 lutego Związek Nauczycielstwa Polskiego chce zarejestrować komitet, który zajmie się zbieraniem podpisów pod obywatelskim projektem zmian w wynagradzaniu osób uczących w szkołach i przedszkolach.
– Chcemy, aby pensje nauczycieli były finansowane w całości bezpośrednio z budżetu centralnego w formie dotacji celowej. Obecnie są one wypłacane przez samorządy z przyznanej im subwencji oświatowej – mówi DGP Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Tłumaczy, że nauczyciele nie chcą już być na łasce samorządów, które często powtarzają, że subwencja oświatowa nie wystarczy na pokrycie pensji nauczycieli. Związek postuluje, aby nowe zasady wypłaty wynagrodzeń dotyczyły również nauczycieli zatrudnionych w przedszkolach. Obecnie samorządy nie otrzymują subwencji oświatowej na tego typu placówki, ale czterokrotnie niższą dotację, która pokrywa zaledwie różnice w obniżonych opłatach wnoszonych przez rodziców.
– Z naszych informacji wynika, że naszą inicjatywę poprą samorządy – przekonuje Sławomir Broniarz.
Potrzebna do kredytu
Problem jednak w tym, że do samorządów nie trafiałoby wtedy ponad 40 mld zł subwencji oświatowej, ale tylko ok. 10 mld zł. – Dla małych gmin wiejskich, w których subwencja oświatowa stanowi około 50 lub nawet 60 procent budżetu, taka zmiana może być problemem, zwłaszcza w zakresie zaciągania zobowiązań w bankach. Subwencję oświatową wlicza się do dochodu gminy, a dotację celową już nie – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Przyznaje jednak, że samorządy coraz częściej opowiadają się za tym, aby rząd przejął finansowanie pensji nauczycieli. I za przykład podaje jedną z gmin w województwie kujawsko-pomorskim, która chce zlikwidować szkołę liczącą niespełna 60 uczniów. Koszt każdego z nich to 16 tys. zł, z tego 9 tys. zł dokłada gmina. Przy czym według nowo uchwalonych przepisów zgodę na likwidację placówki będzie musiał wydać kurator.
– Skoro ogranicza się gminom podejmowanie decyzji w zakresie tworzenia sieci szkół, to kurator i rząd powinni przejąć finansowanie pensji nauczycieli w takich szkołach. Samorządy jakoś sobie poradzą z utrzymaniem tych placówek – podkreśla Marek Olszewski.
Subwencja z dopłatą
Inni samorządowcy też nic nie mają przeciwko pomysłowi oświatowych związków. – Chyba po raz pierwszy się zgadzam z ZNP i popieram ich pomysł. W mojej gminie subwencja nie wystarczy na wypłatę pensji nauczycielom. Jestem nawet gotów zrezygnować z dodatkowej subwencji na utrzymanie budynków w zamian za przejęcie przez państwo finansowania wynagrodzeń w oświacie – przekonuje Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice (woj. małopolskie).
– Resort edukacji musi jednak wcześniej oszacować, ile pieniędzy powinny otrzymywać poszczególne szkoły i przedszkola, aby nie dochodziło do rozrzutności przy tworzeniu etatów – dodaje.
Również w dużych miastach subwencja oświatowa jest niewystarczająca. – Z naszych wyliczeń wynika, że pokrywa ona tylko 84 proc. wydatków na pensje pracowników oświaty. Pozostałe środki musieliśmy wygospodarować sami. Nie wspomnę już o pieniądzach na utrzymanie budynków – przekonuje Grażyna Burek, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. polityki edukacyjnej. – Musielibyśmy jednak ten pomysł skonsultować z finansistami – dodaje.
Resort edukacji narodowej zapytany przez nas, jak zapatruje się na propozycje ZNP, odpowiedział, że będzie się nad tym zastanawiał, gdy pozna szczegóły. A te będą najwcześniej za trzy miesiące, o ile w tym czasie ZNP uda się zebrać pod swoim pomysłem 100 tys. podpisów.