Reforma programów nauczania dopiero w 2018 r. – wynika z dokumentów, do których dotarł DGP.
Najpierw podsumowanie obowiązujących dziś dokumentów, potem konsultacje dotyczące zmian, a dopiero za dwa lata nowe programy nauczania dla szkół – to plan Ministerstwa Edukacji Narodowej na zmiany w oświacie. Urzędnicy resortu opisali go w projekcie rocznego planu działania ministerstwa, który zostanie przedstawiony przed komitetem monitorującym Program Operacyjny Wiedza Edukacja Rozwój (PO WER). Ministerstwo chce, żeby zmiany w podstawie sfinansowano w jego ramach. Prace mają kosztować 10,5 mln zł.
Podstawa programowa to zestaw wytycznych, czego i jak ma uczyć przedszkole i szkoła. Obowiązujący dziś dokument uchwalono w 2008 r. Od tego czasu wprowadzano jedynie kosmetyczne zmiany. Z dokumentów wynika, że obecnie MEN przymierza się do poważnej reformy. Według harmonogramu zawartego w projekcie, który otrzymali członkowie komitetu monitorującego PO WER, we wrześniu i w październiku resort chciałby podsumować efekty obecnej podstawy programowej i opracować rekomendacje dla zmian. Nowy dokument miałby być gotowy i oddany do konsultacji w maju 2017 r. Do czerwca miałby powstać projekt zmian ramowych planów nauczania (czyli ile godzin jakiego przedmiotu trzeba zapewnić), a następnie – do stycznia 2018 r. – opracowane przykładowe programy nauczania dla poszczególnych klas i przedmiotów, a także przykładowe scenariusze lekcji. Do czerwca 2018 r. urzędnicy MEN spotykaliby się z pracownikami oświaty i szkolili ich z zakresu planowanych zmian.
Zmiany miałyby kosztować 2 mln zł w 2016 r., 5 mln zł w 2017 r. i 3,5 mln zł w 2018 r. 8,8 mln zł miałoby pochodzić ze środków unijnych. Kwoty budzą wątpliwości prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza.
– To byłyby kolejne ogromne pieniądze zainwestowane w podstawy programowe. W ostatnich latach wydaliśmy na nie już 25 mln zł – przypomina.
– Przyglądanie się podstawie raz na jakiś czas jest ważne, by pozostała aktualna – przekonuje jednak Katarzyna Hall, która wprowadzała obowiązujący dziś dokument. – Dwa lata to wystarczający czas, by przygotować zmianę.
Dlaczego resort edukacji chce zmieniać podstawę? Jak uzasadniają w dokumentach urzędnicy ministerstwa: „Chodzi przede wszystkim o wzmocnienie znaczenia wymagań ogólnych, w tym zwłaszcza kompetencji kluczowych dla uczniów, niezbędnych do poruszania się na rynku pracy (ICT, matematyczno-przyrodniczych, języków obcych) oraz postaw (kreatywności, innowacyjności, pracy zespołowej), z uwzględnieniem indywidualnych potrzeb uczniów”.
Urzędnicy resortu edukacji już wcześniej mówili DGP o planach zmian w podstawie programowej. Według założeń mają one dotyczyć np. wymiaru nauczania historii. Lekcje mają być obowiązkowe dla wszystkich uczniów na każdym etapie edukacji i obejmować zarówno historię Polski, jak i powszechną. W szkołach średnich ma zostać wyodrębniony dział: dzieje Polski.
Na wdrażanie e-podręczników przeznaczono 7,6 mln zł
Aby plany MEN weszły w życie, musi je przyjąć komitet monitorujący programu PO WER. Spotkanie planowane jest na 8–9 lutego. Pracujący przy nim urzędnicy nie potwierdzają jednak, czy przedmiotem obrad będzie projekt MEN. Ostateczna agenda nie została jeszcze przyjęta.
Jeśli MEN dostanie zgodę na proponowane przez siebie zmiany w programie, mogą one odłożyć co najmniej do 2018 r. decyzję o ewentualnej likwidacji gimnazjów czy wydłużaniu liceum ogólnokształcącego. Po wyborach posłowie PiS mówili, że gimnazja znikną już we wrześniu 2016 r. Później granicę przenieśli na wrzesień 2017 r., co znaczyłoby, że uczniowie chodzący dzisiaj do piątej klasy szkoły podstawowej pozostaną w placówce do klasy szóstej. W grudniu MEN wydało jednak komunikat, że w resorcie nie toczą się żadne związane z tym prace, a minister edukacji zapowiedziała, że los gimnazjów będzie przedmiotem szerokich konsultacji. W praktyce, biorąc pod uwagę plan zmian, można przypuszczać, że na likwidację gimnazjów jeszcze poczekamy, o ile w ogóle kiedykolwiek do niej dojdzie.
– Podstawa programowa jest bardzo powiązana ze strukturą szkolnictwa – tłumaczy dr Michał Sitek, wicedyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych, który robił analizę funkcjonowania obecnych dokumentów. – Dziś materiał jest w niej podzielony na trzyletnie bloki, zawiera wytyczne, co uczeń ma wiedzieć i umieć po nauczaniu wczesnoszkolnym, szóstej klasie, gimnazjum i liceum. To rzadkość w Europie, w innych podstawach określone zakresy są częściej przypisywane konkretnym klasom niż całym etapom.
Przełożenie planów dotyczących gimnazjów na 2018 r. może jednak pomóc MEN. Duża część organizacji protestujących przeciwko planom likwidacji szkół przekonywała, że wygaszenie szkół zaszkodzi uczniom, bo resort nie przygotuje właśnie podstawy programowej.
– W ramach projektu miałyby być prowadzone prace nad całościową rewizją podstawy programowej kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół i placówek, które będą prowadzone z uwzględnieniem wyników zapowiedzianych konsultacji społecznych dotyczących struktury szkolnictwa, w tym gimnazjów – wyjaśnia Joanna Dębek, rzeczniczka MEN.
Zdaniem dr. Sitka rewizja podstawy będzie jednak budziła kontrowersje.
– Zawsze w takich przypadkach odbywa się przeciąganie liny między zwolennikami poszczególnych podejść i przedmiotów. Ten dokument wymaga jednak korekt i poprawek, na przykład w zakresie wychowania przedszkolnego.
Te minister Zalewska zapowiedziała jednak już wcześniej. – Podstawa programowa, zgodnie z zapowiedzią pani minister, zostanie przygotowana wcześniej – zapewnia Joanna Dębek, rzeczniczka MEN. Według deklaracji szefowej resortu edukacji od września sześciolatki, które będą w przedszkolach, będą uczyły się czytać i pisać.
Oprócz opracowania nowej podstawy programowej dokument MEN zawiera także kilka innych zmian. Resort chciałby rozpocząć kolejny etap wdrażania e-podręczników. Zaplanowano na ten cel 7,6 mln zł. Pieniądze ministerstwo chce przeznaczyć na materiały dla szkół ponadgimnazjalnych i artystycznych. 4,9 mln zł urzędnicy zamierzają wydać na doszkalanie dyrektorów, a 3 mln zł na monitorowanie losów absolwentów szkół zawodowych.
43 mln zł na rynek pracy po europejsku
Szkolenia dla ministrów, 50 opisów kwalifikacji, 4 sektorowe ramy – do 2018 r. mają powstać zręby zintegrowanego systemu kwalifikacji.
Prezydent podpisał ustawę o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji. W ostatniej chwili, gdyby Polsce nie udało się jej przyjąć do końca roku, trzeba by zwracać do Unii 68 mln zł, które do tej pory wydano na przygotowanie do budowy systemu. Teraz MEN ubiega się o kolejne środki na jego rozwój. W planie, który został przedstawiony członkom komitetu monitorującego Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój, resort uwzględnił kolejne 43 mln zł (z czego 36 mln ma dorzucić UE).
Dzięki zintegrowanemu systemowi kwalifikacji dyplomy i certyfikaty uzyskiwane w różnych branżach będą porównywalne, określona też zostanie jakość kursów i szkoleń – żeby poziom umiejętności, wiedzy i kompetencji, które uzyskał absolwent, nie budził wątpliwości. Aby wejść na dany poziom, organizator będzie musiał spełnić takie same wymagania, niezależnie od kraju, w którym prowadzi działalność. Dzięki temu w każdym kraju Unii, który przyjął już podobne rozwiązania, będzie czytelne, czego można wymagać od pracownika z certyfikatem umiejętności, np. na poziomie 7. W założeniu wagę będzie miał już nie tyle dyplom z renomowanej szkoły czy firmy szkoleniowej, ile to, co za nim stoi. To z kolei ułatwi rekrutację pracowników, ich przepływ, a nawet organizowanie przetargów – w procedurę będzie można wpisać to, jakich specjalistów będzie musiała przyjąć realizująca zadanie firma. Podobny system wprowadziło już 140 krajów świata.
MEN zamierza do grudnia 2016 r. przeszkolić pracowników ministerstw, które będą podejmować decyzje dotyczące włączania kolejnych kwalifikacji do systemu. Urzędnicy muszą się nauczyć między innymi skomplikowanego języka, którym posługuje się system. Do systemu mają też zostać wpisane pierwsze kwalifikacje. Resort edukacji ma zamiar jeszcze w tym roku wybrać podmioty, które będą mogły to zrobić. Do marca 2018 r. mają być przygotowane projekty opisów pierwszych 50 kwalifikacji rynkowych.
W ramach projektu powinny też zostać przygotowane instytucje certyfikujące i walidujące w zakresie nadawania kwalifikacji. Do lipca resort planuje opracowanie katalogu metod weryfikacji efektów uczenia się i przygotowanie podręcznika. Według pomysłu MEN ma też powstać platforma e-learningowa, a do 2018 r. przygotowana kadra specjalistów dla instytucji walidujących i certyfikujących oraz doradców zawodowych.
MEN zakłada, że do stycznia 2018 r. zostaną przygotowane cztery sektorowe ramy kwalifikacji. To sposób na opisanie w spójny sposób kwalifikacji branżowych. W ich tworzenie już angażują się organizacje pracodawców. Na przykład projektowana w ramach wcześniejszych prac nad systemem rama kwalifikacji w sporcie opisuje, jakie kompetencje są niezbędne do uzyskania kwalifikacji trenerskich, by uznać się za trenera na poziomie 2, 5 czy 7. Rama ma także podpowiedzieć pracodawcom, w jaki sposób przygotowywać ludzi do zawodu – jakie powinni mieć kompetencje, aby były one kompatybilne z tymi zdobywanymi za granicą.
Na podstawie doświadczeń czterech sektorów wybranych do pilotażu, w którym ma zostać przygotowana rama, będzie przygotowany raport, który pokaże, jak w przyszłości wdrażać pomysł dla kolejnych branż.
Projekt MEN obejmuje też plany ewaluacji i monitorowanie funkcjonowania ZSK oraz upowszechnienie wiedzy o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji. Mają to zapewnić między innymi animacje i centrum informacji online. Plan MEN to dopiero początek. Już zaplanowano dwa kolejne etapy wdrażania systemu – harmonogram obejmuje działania do 2023 r.