Zamiast na sprawdzaniu papierów Polska Komisja Akredytacyjna skupi się na ocenianiu tego, jak uczelnia kształci studentów – taką zmianę zapowiada resort nauki. Eksperci są za.
Jakie inne miany proponuje Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego / Dziennik Gazeta Prawna
Zdaniem resortu nauki obecny system oceny jakości wydawanych dyplomów szkół wyższych się nie sprawdza. Dlatego Polska Komisja Akredytacyjna, która za to odpowiada, zostanie zreformowana. Przede wszystkim zdejmuje się z niej część obowiązków.
– Aby to zwizualizować, posłużę się przykładem. Obecnie przepisy dotyczące PKA liczą ok. 100 stron. Powinno być 30 – tłumaczy Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego.
Jakość, nie ilość
– Przede wszystkim PKA powinna zająć się ocenianiem jakości, a nie wskaźników ilościowych – wyjaśnia prof. Krzysztof Diks, nowy przewodniczący PKA.
Obecny stan prowadzi do absurdów. Przykładowo uczelnie są zobowiązane do opracowywania wewnętrznego systemu oceniania jakości kształcenia, który opisuje m.in. zasady zarządzania kadrą, programy kształcenia, warunki prowadzenia zajęć dydaktycznych i weryfikowania stopnia osiągnięcia zakładanych efektów nauczania. Te opracowania, które zostały bardzo dobrze ocenione przez ekspertów komisji na innych uczelniach, są kopiowane przez kolejne szkoły wyższe – do tego stopnia, że zawierają te same błędy interpunkcyjne. Dobrze przygotowane dokumenty wpływają na ocenę PKA. Nie oznacza to jednak, że zaproponowane rozwiązania zostały wdrożone, a jakość studiów jest na bardzo wysokim poziomie.
Aby ograniczyć biurokratyczne obowiązki, resort nauki chce, aby oceną formalną uczelni zajęło się ministerstwo, a merytoryczną eksperci komisji.
– Na razie pracujemy nad nowymi przepisami. Ale np. jeżeli chodzi o ocenę kadry akademickiej, to chcemy, aby eksperci PKA nie zajmowali się sprawdzaniem, czy nauczyciel spełnia formalne wymogi, ale czy jego dorobek naukowy jest odpowiedni do tego, by kształcić na danym kierunku. Czy posiada odpowiednią wiedzę i umiejętności – tłumaczy prof. Krzysztof Diks.
– W przypadku kształcenia studentów chcemy, aby eksperci mniej skupiali się na tym, czy w programie studiów przypisana jest odpowiednia liczba punktów za dane zajęcia, ale bardziej na tym, jaką wartość merytoryczną zawiera sam program – dodaje.
– PKA jest postrzegana jako bicz na uczelnie. Zamiast dbać o jakość, skupia się na spełnianiu wymogów zawartych w przepisach – dodaje Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
– Komisja jest za bardzo obciążona. W trakcie wizytacji ma przeanalizować, czy uczelnia spełnia wymogi prawne i jakościowe. Część z tych obowiązków powinno przejąć ministerstwo. Ponadto trzeba wypracować nowe kryteria oceny – uważa Mateusz Mrozek.
Tylko w jaki sposób sprawdzić w ciągu np. trzech dni wizytacji jakość kształcenia na uczelni? Na razie ministerstwo nie ma na to odpowiedzi.
– To jest trudne pytanie, taki model trzeba wypracować. Nie ma jednak co wyważać otwartych drzwi. W innych krajach to się udaje. Należy więc przeanalizować ich przypadki – uważa prof. Jarosław Górniak, kierownik Centrum Ewaluacji i Analiz Polityk Publicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dobry pomysł
Sama idea podoba się ekspertom. – To jest odpowiedź na postulaty środowiska akademickiego – mówi prof. Jarosław Górniak.
Pozytywnie ocenia ją również były przewodniczący PKA prof. Marek Rocki.
– To krok w dobrym kierunku – przyznaje.
Profesor Krzysztof Diks uważa też, że przy okazji należałoby zmienić obecną skalę ocen (negatywna, warunkowa, pozytywna, wyróżniająca).
– Zamiast czterech byłyby dwie – albo uczelnia zapewnia jakość kształcenia, która pozwala jej na wydawanie dyplomów, albo nie. To jednak dopiero propozycja – wskazuje.
– A co z oceną warunkową, która pozwala uczelni na poprawę, a nie od razu odbiera prawo do kształcenia na danym fakultecie? – zastanawia się prof. Marek Rocki. – Nie byłbym za odejściem od obecnej skali. Zwłaszcza że postulaty środowiska idą w odwrotnym kierunku – przyznawanych not powinno być więcej niż cztery – dodaje.