Obojętnie, w jakiej szkole się znajdą, trzynastolatki będą miały hormonalną burzę, potrzebę sprawdzenia, kim są, i udowadniania, że są dorosłe.
64proc. Polaków popiera likwidację gimnazjów – wynika z sondażu przygotowanego na zlecenie DGP. Z takim postulatem jeszcze przed wyborami wyszło Prawo i Sprawiedliwość. Po zaprzysiężeniu minister Anna Zalewska potwierdziła, że chciałaby się tym zająć. Pomysł PiS nie ma jeszcze ani ram organizacyjnych, ani harmonogramu, ale już jest jednym z najczęściej dyskutowanych tematów w kraju. Zgodnie z danymi Instytutu Monitorowania Mediów tylko w pierwszej połowie listopada na temat likwidacji gimnazjów w internecie i mediach społecznościowych pojawiło się ponad 3,5 tys. informacji.
Skąd taki stanowczy wyrok wobec tych szkół? Stanisław Kłosowski, który był typowany jako kandydat na ministra edukacji w rządzie Beaty Szydło, tak tłumaczył podczas lipcowej konwencji PiS w Katowicach: – Szkoły gimnazjalne wysunęły się na czoło w niechlubnym rankingu przestępczości szkolnej, przeganiając szkoły zawodowe [...]. Na gimnazja narzekają uczniowie, rodzice i nauczyciele. Podobną retorykę podchwytują internauci. Jak wynika z danych IMM, większość z tych, którzy mówią o tym, że gimnazjum musi zniknąć, uważa, że uczniowie mają z tą szkołą negatywne doświadczenia. Powszechne są skojarzenia ze szkolną przemocą, burzą hormonalną, którą nastolatki przeżywają, problemami wychowawczymi.
Sęk w tym, że aby pozbyć się tych problemów, nie wystarczy zlikwidować szkoły, do której chodzą borykające się z nimi nastolatki. Jak napisał jeden z komentatorów na Twitterze – należałoby zlikwidować sam wiek gimnazjalny.
Gruby, chudy, sprytny
Do gimnazjum chodzą dziś 13–16-latki. Na ten czas przypada okres transformacji z dziecka w dorosłego. Młodzież jest rozerwana między dwoma światami – z jednej strony wciąż oglądają bajki, przesiadują na placu zabaw i są narażeni na kary od rodziców. Z drugiej – próbują alkoholu, starają się usamodzielniać, zdobywać mocną pozycję w grupie, sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić.
– Gimnazjalista jest jak hybryda zawieszona między dzieciństwem a dorosłością – wyjaśnia Marta Byrska z firmy badawczej Millward Brown, która na zlecenie Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych (WSiP) prowadziła w tym roku etnograficzne badania gimnazjalistów i licealistów. Razem z Natalią Puciato, drugą badaczką, spędziły z ponad 70 gimnazjalistami dzień z ich życia. Odwiedziły m.in. kemping na Helu, warszawską Pragę, osiedle w podradomskiej Wielogórze. Towarzyszyły dziewczynom i chłopakom w ich wakacyjnym szwędaniu się po okolicy, godzinami wysiadywały w centrach handlowych, przeglądały ich profile na Facebooku i dostawały od nich wiadomości na Snapchacie. W ten sposób przygotowały portret młodego pokolenia. Jakie ono jest?
Badaczki przekonały się na przykład, że gimnazjaliści nie występują solo. Najważniejsza jest grupa – paczka kolegów, przyjaciółki. Nastolatki rzadko mówią o sobie, częściej właśnie o ekipie, z którą się zadają. Opisują grupowe przeżycia. To nie pojedynczy nastolatek, a cała ekipa izoluje się, szuka tajnych miejscówek, tworzy swoje słownictwo, zasady i tajemnice. – Każda ekipa ma swojego Grubego, Chudego, Sprytnego. Ekipy chłopaków, z którymi się spotykałyśmy, wyglądały jak z „Mikołajka” albo powieści Adama Bahdaja – mówi Marta Byrska. – Chłopaki w ekipach bardzo różnią się między sobą pod każdym względem, ale cała ekipa stanowi swego rodzaju pełnię – razem szwendają się grubi z chudymi, słabeusze z osiłkami, mniej lotni ze spryciarzami – podkreśla.
Obserwacja o tyle ciekawa, że gimnazjalne ekipy tworzą się spontanicznie. Nastolatki dogadują się z tymi, z którymi łatwo się spotkać, nie trzeba się specjalnie umawiać, którzy mieszkają blisko. Z którymi można spędzać dużo czasu. Nie zawsze też początek przyjaźni wskazuje na to, że będzie ona trwała. Jak u chłopaków z Pragi: – Tak naprawdę to przeze mnie oni się poznali – opowiadał badaczkom Przemek. – Bo ja zacząłem się kozaczyć do Mateusza i uderzyłem go, a on mnie pobił oczywiście i musiałem lecieć po brata i potem oni się bili. Tak rozpoczęła się ich znajomość. Jak widać: od pięści do serca – śmiał się.
Dziewczyny częściej niż dużej ekipy szukają jednej przyjaciółki „na zawsze”. Kiedy już ją znajdą, zaczynają tak samo wyglądać, tak samo się ubierać i zachowywać. Jak zauważyły badaczki, mają nawet takie same treści na Facebooku. Dziewczyny spędzają czas tam, gdzie można siedzieć długo i najlepiej jeszcze mieć dostęp do internetu. W KFC, McDonald's, pizzerii, gdzie oferują dolewkę napoju w cenie.
Tu i teraz
Wszystko oczywiście może się zmienić już po kilku miesiącach. W gimnazjalnym świecie liczy się tu i teraz. „O Jezu, nie pamiętam, co było w zeszłą sobotę” – odpowiadał Dominik z Warszawy, pytany przez badaczki o to, co robił w ubiegłym tygodniu. Podobnie odpowiadali inni gimnazjaliści.
Dlatego właśnie takim przebojem między nastolatki wchodzi Snapchat. To aplikacja, która pozwala na przesyłanie zdjęcia znikającego ledwie po kilku sekundach. Nie da się w niej wrócić do wiadomości z przeszłości. Nie tworzy się profilu. Nie ma obawy, że za kilka miesięcy ktoś wyciągnie kompromitujące (czyli niedostatecznie fajne) zdjęcie.
Wśród gimnazjalistów także używanie internetu to zajęcie wspólnotowe. – Non stop mają ze sobą kontakt, non stop porównują się z innymi – wskazuje Marek Biskup z Millward Brown. – W dodatku zauważyliśmy takie zjawisko jak telefon przechodni. Gimnazjaliści mają rozpracowane, komu pod koniec miesiąca jeszcze został limit przesyłu danych do wykorzystania. Jeśli akurat sami nie mają dostępu, bez oporów sięgają po telefony kolegów, by logować się na swoje profile – wyjaśnia.
To czasem jest przyczyną nastoletnich dramatów. Jeśli ktoś nie wyloguje się ze swojego profilu np. na Facebooku, może być pewien, że następnym razem znajdzie wulgarny post na swojej ścianie. Ale może stać się coś jeszcze gorszego – koledzy przeczytają prywatne wiadomości i obgadywanie może wyjść na jaw. A wraz z nim – zmiana paczki. Po jakimś czasie to ona staje się ekipą przyjaciół „na zawsze”.
Nastolatkom internet towarzyszy na co dzień. 54 proc. gimnazjalistów przyznaje, że używa komputera stacjonarnego. 51 proc. – laptopa. 54 proc. przyznaje się też do telefonu, a 22 proc. – tabletu. Tak wynika z badań Pedagogium na zlecenie rzecznika praw dziecka. Korzystanie z internetu przez młode pokolenie stało się normą społeczną. Prawie wszyscy robią to codziennie, w tym połowa z nich jest stale online. Pierwszy kontakt z internetem następuje średnio pod koniec 10. roku życia. Ale im młodsza grupa wiekowa badanych, tym kontakt ten następuje wcześniej.
Dla gimnazjalistów internet jest głównie źródłem wiedzy potrzebnej do szkoły, miejscem rozrywki i sposobem na kontakt z ludźmi. Jak zauważyły badaczki, młodzi nie wypuszczają telefonu z rąk. Niezależnie czy to dzieci bogatych rodziców spędzające wakacje na kempingu na Helu, czy ekipa przeciętnych chłopaków z Legionowa. Nawet jeśli nastolatki gadają o czymś tu i teraz, nieustannie zerkają na smartfony. Tylko 3,2 proc. dziewcząt oraz 4,2 proc. chłopców nie korzysta w ogóle z portali społecznościowych.
Wbrew obiegowej opinii gimnazjaliści nie popierają jednak siedzenia przy komputerze non stop – ci, którzy cały swój czas poświęcają na granie, to nerdy, z którymi inni raczej się nie kolegują. Pograć można od czasu do czasu.
Zdaniem Marka Biskupa dorośli mogliby wykorzystywać gry do tego, by zyskiwać łączność z młodym pokoleniem. Tak zrobiły badaczki, które chciały nawiązać kontakt z chłopakami z Wielogóry. – Wywiad się nie kleił. Jedyny temat, przy którym chłopcy się ożywiali, to był Counter Strike, popularna strzelanka. Postanowiłam odłożyć pytania i sobie z nimi pograć. Chłopcy wprowadzili mnie w ten świat, pokazywali, jakie skórki mają do karabinów. Kiedy graliśmy, zyskali do mnie zaufanie. W czasie biegania po planszy mimochodem zaczęli mi opowiadać o swoim stylu życia – relacjonuje Byrska.
Tacy dorośli
Wiek gimnazjalny to czas, w którym młodzi próbują sięgać po atrybuty dorosłości – prowokujący ubiór, alkohol, papierosy. Jak wynika z międzynarodowego badania European School Survey Project on Alcohol and Drugs, w ciągu ostatnich 30 dni po alkohol sięgnęło 50 proc. chłopców i 47 proc. dziewczynek w wieku 15–16 lat. W ciągu ostatnich 30 dni przed badaniem do picia przyznało się 49 proc. pytanych gimnazjalistów. Wśród samych 13-latków, czyli uczniów pierwszych klas, ten odsetek wynosił 39 proc. To lepiej niż w poprzedniej edycji badania, alkohol traci nieco na popularności.
Ekipa z Teresina, której badaczki towarzyszyły w pierwszej samodzielnej wyprawie do Warszawy, zebrała pieniądze, które wystarczyły na bilety, kino, wizytę w McDonald's i wódkę na seans. Ekipa z Pragi oprowadzała je po miejscówkach, gdzie pije się piwo z kolegami i gada o życiu. Dziewczyny pokazywały profile gimnazjalnych „fejmów” – popularnych w internecie kolegów i koleżanek. Do wielu fotografii pozowano właśnie z papierosami albo alkoholem.
Wszystko jednak ma swoje granice. Takie praktyki przynoszą często efekt odwrotny do zamierzonego, przez większość klasy są oceniane jako przejaw dziecinności, pozowanie na dorosłego. – U nas w klasie nie ma takich chłopaków, co się tak popisują, ale w szkole są. Głównie chodzi o to, że chłopacy z gimnazjum zachowują się jak z przedszkola. Oni lubią się popisywać, jak dzieci – mówiły badaczkom Julia i Ewelina z Radomia. – Jeśli ktoś już jest dojrzały i czuje się na siłach, to nie ma nic złego, że wypije sobie piwko albo dwa. Ale jeśli się upija, na drugi dzień ma kaca i przychodzi tak do szkoły, to już chyba nie jest normalne – dodawały dziewczyny.
Popularna wśród nastolatków jest też marihuana. Chociaż raz w życiu przetworów konopi używało 10 proc. uczniów w wieku 15–16 lat.
Elementem lansu są nie tylko używki, lecz również posiadanie dziewczyny czy chłopaka. Gimnazjaliści raczej nie są przekonani, żeby długotrwały związek był im konieczny. To dla nich jedna z tych rzeczy, na które przyjdzie jeszcze czas. Ci, którzy wiążą się z kolegą czy koleżanką, to raczej obiekt drwin, wytykania palcami. Para to obowiązek tylko w przypadku tych gimnazjalistów, którzy chcieliby uchodzić za starszych, niż są w istocie.
Mam prawo mówić
Gimnazjaliści chcieliby być traktowani poważnie i wysłuchiwani. Nic dziwnego, że kiedy ekipa Instytutu Badań Edukacyjnych odwiedzała szkoły, żeby zapytać o ich poglądy dotyczące moralności, słyszała: „Wow, nikt wcześniej nas o to nie pytał”. – Z młodymi nie dyskutuje się o zasadach. A tymczasem trzeba ich nakłaniać do refleksji, która pozwoliłaby im przeanalizować swoje postępowanie. Zauważyć spektrum możliwości między odrzucaniem poglądów czy zjawisk a ich przyjmowaniem – tłumaczy dr Radosław Kaczan, ekspert IBE.
Z rozmów z gimnazjalistami i licealistami wynika, że młodzi raczej nie uważają za istotne bezinteresownego pomagania nieznajomym czy działania na rzecz wspólnoty lokalnej. Więcej, bo prawie połowa, sądzi natomiast, że ważna jest praca dla dobra kraju.
Połowa młodych nie uważa postępowania zgodnie z prawem za ważną wartość, nie sądzi też, żeby ci, którzy je łamią, powinni być bezdyskusyjnie karani. Za najważniejsze uznali natomiast prawdomówność i lojalność wobec rodziny i przyjaciół. – Młodzi umieją precyzyjnie ustosunkować się do swojego zachowania wobec bliskich kręgów, kiedy mają doświadczenie związane z realnymi problemami. To jest też wątek, który się często z nimi porusza – zachowanie w rodzinie czy w stosunku do rówieśników – podkreśla dr Kaczan. – Ocena swojego zachowania wobec nieznajomych lub abstrakcyjnych bytów takich jak społeczeństwo, państwo wymaga znacznie więcej danych i zdolności, jak choćby posiadania ugruntowanego myślenia pojęciowego. Widać, że im starsi uczniowie, tym lepiej sobie z tym radzą – uważa.
Mimo to gimnazjaliści bardzo chętnie wypowiadają się o sprawach państwowych. Przynajmniej tych kluczowych. W projekcie „Młodzi Głosują” organizowanym co sezon wyborczy przez Centrum Edukacji Obywatelskiej, to oni chętniej niż licealiści przystępują do organizowania symulacji wyborów w swoich szkołach. W wyborach do parlamentu w gimnazjach frekwencja była o 13 proc. wyższa niż w szkołach średnich i wynosiła 67 proc. uprawnionych do głosowania.
Na kogo głosują młodzi? Po raz trzeci z rzędu młodzieżowe wybory wygrało ugrupowanie reprezentowane przez Janusza Korwin-Mikkego, zdobyło ono 23,5 proc. głosów. Na drugim miejscu uplasowało się Prawo i Sprawiedliwość, która zdobyła prawie 22 proc. głosów. Nieznacznie słabszy wynik uzyskał Komitet Wyborczy Kukiz ’15 – 20,5 proc.
Jak wyliczają analitycy CEO, podział głosów pomiędzy partie prawicowe, lewicowe i centrowe wypada jednoznacznie na korzyść ugrupowań prawicowych. Prawica zdobyła prawie 69 proc. głosów młodych. Centrum ma 20 proc., a lewica tylko nieco ponad 5 proc. Widać wyraźnie, że jest ona dla gimnazjalistów zupełnie nieatrakcyjna. – Wyniki wyborów młodzieżowych mogą stanowić podstawę do postawienia hipotezy, że coraz częstsze deklarowanie prawicowości przez młodzież wynika w mniejszym stopniu z utożsamiania się z prawicowym programem wybranych ugrupowań, a w większym z identyfikacji z ich charyzmatycznymi i wyrazistymi liderami – oceniają.
Paragraf na panią
To, że silny autorytet jest dla młodych niezbędny, widać nie tylko w polityce, ale przede wszystkim w szkole. Jak pokazały badania WSiP, uczniowie potrafią szanować nauczycieli, jeśli ci są kompetentni i sprawiedliwi, umieją podejść do uczniów po ludzku, zainteresować się ich sprawami, a jednocześnie nie przekraczać granicy i nie kumplować się z nimi. Nauczyciel w gimnazjum musi wywalczyć sobie u uczniów szacunek.
Stawka jest duża, bo gimnazjaliści nie mają jeszcze sprecyzowanych zainteresowań i to od nauczyciela zależy, czy ci zainteresują się przedmiotem. „W podstawówce miałem supernauczyciela od historii, super tłumaczył, wszystko dosłownie pokazywał, jak się dało, i kapitalnie prowadził lekcje, wszyscy u niego mieli piątki na koniec roku. Nawet największe tłumoki. I ja kiedyś strasznie lubiłem tę historię, ale przyszedłem do gimnazjum i na pierwszej lekcji byłem zmęczony, o książkę się nosem oparłem i mnie już pani znienawidziła i się na mnie uwzięła...” – mówił badaczkom Aleks z Warszawy.
Uczniowie nauczyli się walczyć z nauczycielami przy użyciu paragrafów. Znają na pamięć regulamin szkoły, prawa ucznia, niektórzy noszą przy sobie konstytucję. Kiedy nauczyciel zadaje za dużo do domu, stawia jedynkę albo organizuje niezapowiedzianą kartkówkę, ci wyciągają przeciwko nim ciężkie działa. „Jest chłopak, który strasznie pyskuje, ze statutem wyskoczył i panią pouczał, że nie sprawdziła kartkówek w czasie, więc one się nie liczą. On to robi w taki wyrachowany sposób, że zawsze używa »proszę pani«, ale jednocześnie wbija szpilę” – relacjonował jeden z uczniów objętych badaniem. „Jedna dziewczyna jest taka, że ona ma zawsze piątki, szóstki, jeszcze nigdy jedynki nie dostała. Jak nauczycielka jej postawiła jedynkę, to się popłakała i poszła do praw ucznia, żeby jej tę jedynkę usunęli. (...) Ona poszła poza szkołę w ogóle, z mamą załatwiała w jakichś urzędach sprawy, żeby tę jedynkę jej usunęli” – opowiadał inny.
Urzędowego języka nauczyła gimnazjalistów sama szkoła – wypełniona paragrafami, testami, regulaminami. A także rodzice, którzy wspierają uczniów w staraniach o lepsze oceny. Nawyk wyrobiony już w gimnazjum pozostaje też później. Z roku na rok wzrasta liczba próśb o wglądy do prac maturalnych. Kwestia tego egzaminu otarła się już o Trybunał Konstytucyjny – uczniowie z Ostrowca Świętokrzyskiego, którym w 2011 r. unieważniono prace, zakwestionowali punkt ustawy o systemie oświaty który mówi o tym, że wyniki sprawdzianu i egzaminów są ostateczne i nie przysługuje na nie skarga do sądu administracyjnego.