Eksperci alarmują, że drastycznie może się obniżyć poziom nauczania. Resort edukacji, wprowadzając tylko obowiązkowy tytuł magistra dla nauczycieli, zapomniał, że szkoły wyższe działają w systemie bolońskim
Co dziesiąty student na pedagogice / Dziennik Gazeta Prawna
Burzę w środowisku pedagogów i rektorów wywołał pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej, aby do nauczania w szkole były uprawnione osoby z tytułem magistra. Taką zmianę resort zaproponował w nowelizacji rozporządzenia w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli oraz określenia szkół i wypadków, w których można zatrudnić nauczycieli niemających wyższego wykształcenia lub ukończonego zakładu kształcenia nauczycieli (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1264). Nowe przepisy mają obowiązywać od 1 września 2016 r.
Protest akademików
Zgodnie z obecnymi przepisami nauczyciel co do zasady – patrz infografika – powinien ukończyć studia pierwszego stopnia (licencjat), a dodatkowo może ukończyć studia drugiego stopnia (magisterskie). Teraz MEN chce, aby do pracy w szkole były uprawnione osoby z tytułem magistra. Tę zmianę wymogów resort tłumaczy koniecznością podwyższania kwalifikacji pedagogów. Tymczasem akademicy i pedagodzy nie pozostawiają na pomyśle suchej nitki.
– Ministerstwo wylewa dziecko z kąpielą. Oczywiście jesteśmy za podwyższeniem wymogów. Nauczyciele powinni legitymować się dyplomem magistra, ale pomysł resortu w efekcie doprowadzi do obniżenia ich kwalifikacji – alarmuje prof. Małgorzata Sekułowicz, zastępca przewodniczącego komisji kształcenia Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
MEN chyba nie wie lub zapominał, że w szkołach wyższych mamy obecnie boloński system kształcenia – tłumaczy prof. Małgorzata Sekułowicz.
A to oznacza, że aby podjąć studia magisterskie (które trwają dwa lata), nie trzeba wcześniej zrobić licencjatu (studiów trzyletnich) na tym samym fakultecie czy nawet podobnym. Może on dotyczyć zupełnie innej dziedziny. Po zmianach zaproponowanych przez MEN do wykonywania zawodu nauczyciela będą wystarczały wyłącznie dwuletnie studia magisterskie.
– Wtedy osoba po licencjacie np. z ogrodnictwa czy kosmetologii po ukończeniu dwuletnich magisterskich studiów nauczycielskich zdobędzie uprawnienia pedagogiczne i będzie mogła uczyć w szkole. To jakaś paranoja – komentuje prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Wnioskuje on o natychmiastowe wstrzymanie prac nad publikacją rozporządzenia w zaproponowanym przez resort kształcie.
– Zdecydowanie protestujemy przeciwko propozycjom MEN – podkreśla prof. Waldemar Tłokiński.
Lawina pozwów
Przeciwko zmianie przepisów wystąpił też Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk (KNP PAN).
– Mimo przywoływania w ocenie skutków regulacji licznych przykładów krajów europejskich, w których wymagane jest pięcioletnie, a nawet 6,5-letnie kształcenie do zawodu nauczyciela, projekt MEN nie realizuje deklarowanej intencji poprawy jakości w tym zakresie. Zamiast wydłużenia ścieżki kształcenia nauczycieli umożliwia jej bardzo poważne w skutkach skrócenie – wylicza prof. Bogusław Śliwerski, przewodniczący KNP PAN, w opinii do projektu.
W jego ocenie można nawet odnieść wrażenie, że MEN nie dostrzega ogromnych zmian, jakie zaszły w szkolnictwie wyższym.
– System boloński wprowadził studia dwustopniowe, tymczasem w projekcie rozporządzenia znacząco obniżono status studiów pierwszego stopnia (licencjackich). W niektórych przypadkach zlikwidowano sens ich podejmowania. Nie uczyniono z nich bowiem etapu merytorycznie związanego z zawodem nauczyciela – zaznacza prof. Bogusław Śliwerski.
A to uderza w szkoły niepubliczne i państwowe wyższe szkoły zawodowe, z których wiele wyspecjalizowało się w przygotowaniu zawodowym nauczycieli na pierwszym stopniu studiów, a pedagogika stanowi nierzadko ich główny kierunek kształcenia. Zmiana zaproponowana przez MEN pozbawi ich kandydatów.
– Po wprowadzeniu rozporządzenia w proponowanym kształcie uczelnie te w dużej mierze stracą rację bytu – podnosi prof. Bogusław Śliwerski.
Ponadto zdaniem KNP PAN w bardzo trudnej sytuacji postawiono też studentów, którzy począwszy od roku 2012, podjęli lub w bieżącym roku rozpoczną studia na kierunkach pedagogicznych, zorganizowane według obowiązujących przepisów. Ci, którzy je ukończyli, właśnie się dowiedzą, że muszą powtórnie zdobyć te same kwalifikacje na studiach magisterskich. Natomiast ci, którzy już studiują, muszą zostać poinformowani, że ukończenie kształcenia nie daje uprawnień.
– Otrzymają je dopiero po zdublowaniu tych samych kwalifikacji na studiach magisterskich – zauważa prof. Bogusław Śliwerski.
Ostrzega, że w efekcie uczelnie nie dotrzymają umów, które już zostały podpisane ze studentami. Może to spowodować lawinę pozwów sądowych.
– Nasza propozycja jest zatem taka, aby kształcenie nauczycieli trwało pięć lat (obowiązkowy licencjat i magisterium na kierunkach pedagogicznych) – wyjaśnia prof. Malgorzata Sekułowicz.
MEN uspokaja.
– Wymóg legitymowania się dyplomem magistra wydaje się zasadny. W tej sprawie wpłynęło wiele opinii i właśnie są w trakcie rozpatrywania. Widać, że każda ze stron ma swoje interesy. Najpierw chcemy, aby środowisko naukowe się w tej kwestii porozumiało, i dopiero wówczas wydamy odpowiednie rozporządzenie. Jeszcze żadna decyzja nie zapadła – zapewnia Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji narodowej.
Niespójne rządy
Zdaniem ekspertów sytuacja ta obnaża słabość systemu.
– Kolejny raz widać niespójność prac MEN z tym, co zostało wprowadzone przez Ministerstwo Nauki. System szkolnictwa wyższego mija się z oświatą. Prace nad zmianami w systemie kształcenia pedagogów powinny być prowadzone wspólnie przez te dwa resorty – podsumowuje prof. Waldemar Tłokiński.
– Jakiś czas temu mieliśmy jedno ministerstwo, które zajmowało się oświatą i szkolnictwem wyższym. Czy już nie czas wrócić do tego rozwiązania? – pyta Julian Bystrzanowski z Wyższej Szkoły Turystyki i Języków Obcych w Warszawie.
Etap legislacyjny
Projekt po konsultacjach