Likwidacja gimnazjów i profilowania w liceach oraz wprowadzenie czteroletniego nauczania początkowego – to propozycje PiS na zmianę systemu oświaty po objęciu władzy.
Resort edukacji narodowej już w poprzednim roku szkolnym nałożył na szkoły podstawowe obowiązek przyjmowania do pierwszych klas nie więcej niż 25 dzieci. W tym roku taka zasada dotyczy również uczniów klas II. A za rok zostaną nią objęte również trzecioklasiści. Teraz się okazuje, że ustalenie sztywno górnego limitu liczebności klas w nauczaniu początkowym powoduje, że maluchy z tych klas są skazane do chodzenia do szkoły na kilka zmian.
– W naszej szkole do pierwszej klasy poszło 28 dzieci. Trzeba było je podzielić na dwa oddziały, bo łączna liczba przekroczyła limit. Z tego powodu maluchy muszą się uczyć na dwie zmiany – informuje nas ojciec pierwszoklasisty z Bachowic (woj. małopolskie).
Dodaje, że w tym przypadku rodzice nie mieliby nic przeciwko temu, aby wszystkie dzieci uczyły się w jednej klasie, gdyż wówczas miałyby zajęcia tylko w godzinach porannych.
Samorząd jednak rozkłada ręce, bo nic nie może zmienić w tej sprawie. – Rozumiem rozgoryczenie rodziców, którzy muszą wysyłać na popołudnie swoje dzieci do szkoły. Niestety, przez wprowadzenie rządowego limitu nie mamy innej możliwości, bo szkoła ma ograniczoną liczbę sal – zaznacza Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice.
Jego zdaniem gdy grupa liczy np. 30 dzieci, to o jej podziale na mniejsze oddziały powinni decydować rodzice.
– Muszą mieć prawo wyboru, czy chcą, aby ich dzieci uczęszczały do małych klas, ale na dwie zmiany, czy też do nieco większych, ale w godzinach porannych – stwierdza Mariusz Krystian.
Podobnego zdania są inni włodarze. – Rzeczywiście obecna jedna sala lekcyjna jest przypisana dla dwóch oddziałów i dlatego część zajęć odbywa się o różnych porach – podkreśla Grażyna Burek, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. polityki edukacyjnej.
Proponuje, aby przy najbliższej nowelizacji limit automatycznie podwyższyć do 26 uczniów, bo obecnie jedno dziecko jest bez pary. Wtóruje mu Marta Stachowiak, doradca prezydenta Bydgoszczy.
Z sondy DGP wynika, że problem zmianowości występuje przede wszystkim w małych miastach i na wsi. Np. w Bielsku Podlaskim w systemie zmianowym będzie się uczyło 10 oddziałów klas I i II. Zajęcia po południu odbywają się także w Rybniku i Żywcu. Przy czym samorządy już teraz zaznaczają, że małe oddziały będą łączone, jak tylko uczące się w nich maluchy zakończą trzecią klasę. – Żaden przepis prawa oświatowego nie wskazuje, że skład osobowy uczniów poszczególnych oddziałów szkoły podstawowej musi być taki sam od momentu zapisania dzieci do szkoły w klasie pierwszej do jej zakończenia – zauważa Marta Bartoszewicz, rzecznik prasowy urzędu miasta Olsztyna.
Samorządy od początku uważały, że wprowadzone limity są szkodliwe. – Liczebność oddziałów nie powinna być ustalana przez ustawę. Nawet gdy klasa liczy 25 uczniów, ich liczba może się zwiększyć w trakcie roku szkolnego, co skutkuje dodatkowymi kosztami obowiązkowego zatrudnienia asystenta lub protestem rodziców niewyrażających zgody na podział klasy – podkreśla Włodzimierz Jedynak, kierownik referatu edukacji, kultury, sportu, turystyki i promocji Urzędu Miejskiego w Starachowicach.