Ponad ćwierć miliona złotych zapłaci w tym roku Ministerstwo Nauki za zbadanie karier absolwentów. Ale jego wyniki nie przydadzą się uczelniom.
Jeszcze w tym miesiącu wystartuje monitoring karier zawodowych absolwentów. Dzięki uzyskanym danym Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego dowie się, jak szybko znajdują oni zatrudnienie oraz ile zarabiają. To ma być narzędzie do oceniania uczelni – pozwoli wskazać te, które lepiej przygotowują studentów do rynku pracy.
Błędne dane
– To pierwszy etap. W tym miesiącu ministerstwo przekaże dane absolwentów do ZUS. Ten ma trzy miesiące na przekazanie informacji zwrotnych. Dopiero wtedy przeprowadzona zostanie ich analiza – informuje Łukasz Szelecki, rzecznik prasowy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW).
Dodaje, że badanie będzie przeprowadzone przez Ośrodek Przetwarzania Informacji (OPI), czyli instytut badawczy nadzorowany przez ministerstwo.
– Trwają jeszcze ostatnie ustalenia na ten temat między ministerstwem, ZUS i OPI – dodaje Łukasz Szelecki.
Monitoring jeszcze się na zaczął, a już budzi kontrowersje. W ocenie skutków regulacji do projektu nowelizacji z 11 lipca 2014 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. poz. 1198), która go wprowadziła, nie ma mowy o tym, że pochłonie on aż 268 200 zł w tym roku. Tymczasem resort nauki zawarł z OPI umowę na wykonanie tej usługi na taką własnie kwotę.
– Lekką ręką wprowadzane są regulacje, które wymagają dodatkowych wydatków. Czy ta kwota jest adekwatna do wykonanej usługi, to dopiero się okaże. Jeśli taki poziom finansowania na realizację tego zadania będzie utrzymany przez kolejne lata, pochłonie miliony złotych – mówi prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.
Sprawą kosztów monitoringu zajmie się Najwyższa Izba Kontroli, której zadaniem jest badanie wydatków z budżetu państwa.
– W 2016 r. NIK dokona oceny wydatków budżetowych również w kontekście planowanych kosztów. Ale ocena tego, czy ministerstwo zachowało się gospodarnie i czy taka kwota była uzasadniona, będzie zależało od wniosków z przyszłorocznej kontroli – zapowiada Paweł Biedziak, rzecznik prasowy NIK.
Obawy szkół
Z kolei uczelnie już mają obawy co do wniosków, które zostaną wyciągane z monitoringu. Tym bardziej, że wyniki pierwszego w ogóle nie będą publikowane. Opinia publiczna pozna dopiero kolejne raporty.
– Wszystko zależy od tego, na ile uda się uzyskać z danych ZUS rzetelne informacje – mówi prof. Waldemar Tłokiński.
Tymczasem już wiadomo, że ministerialny monitoring jest obarczony błędem. Na podstawie danych z ZUS nie będzie można uzyskać informacji o absolwentach, którzy pracują na podstawie umowy o dzieło, albo o tych ubezpieczonych w KRUS. Co znaczy, że ci studenci będą uznani przez resort jako ci, którzy nie znaleźli pracy po studiach.
Akademicy zwracają również uwagę, że zebrane dane mogą być nieprzydatne dla uczelni. – Monitoring powinien służyć przede wszystkim do tego, aby zmieniać programy studiów zgodnie z zapotrzebowaniem pracodawców. Badanie przeprowadzone na podstawie informacji z ZUS nie wskaże szkołom, czego w nich brakuje – zauważa prof. Marek Rocki, przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
– Ministerialne badanie jest tak naprawdę monitoringiem płatności składek ZUS. Być może bardziej przyda się ono do egzekwowania odpracowywania studiów na koszt podatnika niż poprawy jakości kształcenia. Postulat opracowywania studiów został już przecież upubliczniony – dodaje Marcin Chałupka, prawnik specjalizujący się w prawie o szkolnictwie wyższym.
Na razie obowiązek odpracowywania studiów będzie dotyczył jedynie osób, które będą kształcić się na koszt budżetu państwa na zagranicznych uczelniach, np. Harvardzie. W przyszłości jednak rząd będzie dysponował narzędziem, aby sprawdzać, jak większość absolwentów radzi sobie na rynku pracy. A to może być pierwszy krok do wprowadzenia odpłatnych studiów.