Centralna Komisja Egzaminacyjna odrzuca część wniosków z raportu Najwyższej Izby Kontroli. NIK miał zastrzeżenia do metody przeprowadzania, sprawdzania i weryfikacji egzaminów.

Dyrektor CKE Marcin Smolik zastanawia się, skąd Izba wzięła informację, że co czwarta praca egzaminacyjna, której ocena została zakwestionowana na wniosek zdającego, okazała się źle sprawdzona. On sprawdził te same dokumenty, które mieli kontrolerzy i jemu wyszło 13 procent prac do poprawienia. W tym jednak były też sytuacje, kiedy zostało źle wpisane nazwisko lub PESEL. Odsetek prac, gdzie zanotowano błędy egzaminatorów, wyniósł 6 procent.

Marcin Smolik zwraca uwagę, że mowa tu o wnioskach dotyczących sprawdzenia 11 tysięcy prac egzaminacyjnych. Wygląda więc na to, że błędy z powodu pracy egzaminatora dotyczyły mniej niż 700 arkuszy. To mimo wszystko mały odsetek, biorąc pod uwagę, że co roku do sprawdzenia jest w sumie 1,5 miliona prac.

Odnosząc się do zastrzeżeń NIK-u dotyczących weryfikacji pracy nauczycieli sprawdzających egzaminy, Marcin Smolik tłumaczył, że jest ona sprawdzana na bieżąco.

Najpierw prace z teczki przeznaczonej dla danego egzaminatora sprawdzane są przez tak zwanego weryfikatora. Następnie teczka jedzie do egzaminatora i kiedy ten już sprawdzi arkusze, są one losowo porównywane z arkuszami, które wcześniej sprawdził weryfikator. Jeżeli są różnice, to są one omawiane z egzaminatorem i ewentualnie arkusze wracają do niego do ponownego sprawdzenia.

Dyrektor CKE dodaje, że w bazie jest 180 tysięcy mających uprawnienia do oceniania testów. W sprawdzaniu prac bierze udział tylko 70 tysięcy ludzi. Jego zdaniem, wybierani są najlepsi z dostępnej grupy. I jeżeli dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej uzna, że jakiś egzaminator nie wykonuje dobrze swojej pracy, to można go odsunąć od sprawdzania arkuszy. Nie jest to jednoznacznie z usunięciem z grupy egzaminatorów.

Marcin Smolik odniósł się sceptycznie do sugestii, aby podnieść próg zdawalności na maturze. Obecnie wynosi on 30 procent. NIK w swoich badaniach opierał się na opinii przedstawicieli uczelni, którzy mieli proponować wzrost tego progu do 50 procent. Dyrektor CKE zauważa, że uczelnie przecież same mogą wyznaczyć sobie swoje progi przyjmowania i uznać na przykład, że przyjmują tylko kandydatów, którzy zdobyli co najmniej 90 procent punktów. A na razie nie ma żadnych badań, które potwierdzałyby, że zwiększenie progu zdawalności wpłynie pozytywnie na wiedzę uczniów: Trzeba byłoby wtedy wprowadzić dwa progi - obecny i wyższy - i po kilku latach studiów porównać, która grupa radziła sobie lepiej.

Centralna Komisja Egzaminacyjna zaznacza jednak, że w raporcie NIK były też zastrzeżenia jak najbardziej słuszne i sensowne. Tyle, że rok po przeprowadzeniu kontroli są one już nieaktualne. Mowa tu m.in. o systemie wglądu zdających do prac.

NIK zauważa, że w obecnym systemie brak choćby jednego punktu w ostatecznej klasyfikacji może przesądzić o sukcesie lub porażce młodego człowieka już na starcie. Dlatego zdaniem Izby, niedopuszczalne są jakiekolwiek wątpliwości czy zastrzeżenia co do poprawności i najwyższej rzetelności któregokolwiek z etapów egzaminowania. Dotyczy to zarówno układania zadań, sposobu ich sprawdzania i oceniania, jak też ewentualnego ponownego ich weryfikowania.