Poziomu nauczania jest wyższy, a dostęp do dobrego wyposażenia – większy. Ale pojawiły się problemy psychologiczne dzieci i dzielenie uczniów na lepszych i gorszych. To skutki zamykania małych podstawówek.
Dyskusja o likwidacji szkół wchodzi właśnie w najbardziej burzliwą fazę – najbliższe dwa tygodnie będą kluczowe dla losów kilkuset z nich. Jeśli samorząd chciałby od przyszłego roku zrezygnować z prowadzenia którejś ze swoich placówek, do końca lutego ma czas, by zawiadomić o tym kuratorium. Do tego czasu rada gminy musi podjąć uchwałę o zamiarze likwidacji. Niezadowoleni nauczyciele i rodzice w wielu miejscowościach już protestują. Na ulice wychodzili między innymi w Gdańsku, Ostrowcu Świętokrzyskim czy Skarżysku-Kamiennej.
– Trzeba brać pod uwagę, jak ważną funkcję pełni szkoła w społeczności lokalnej. Co władze są w stanie zaproponować mieszkańcom w zamian za likwidowaną placówkę? Co zrobią z budynkiem i z zaoszczędzonymi środkami? Jakie będą relacje samorządu z przekazanymi im szkołami? Najważniejszą rzeczą jest to, żeby nie trzymać planów likwidacji lub przekazania szkół w tajemnicy przed lokalną społecznością – wylicza Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Instytutu Badań Edukacyjnych. Ta rządowa agenda zajmująca się systemem oświaty, opublikowała właśnie raport o tym, jakie skutki społeczne przynosi likwidacja małych placówek oświatowych. Eksperci IBE przeprowadzili analizę sytuacji w 13 gminach, które zdecydowały się zamknąć szkoły podstawowe lub przekazać je lokalnym stowarzyszeniom.
„Dzieci mają lepsze możliwości wybicia się. Na wsi nie było sali gimnastycznej, lekcje WF były na korytarzu. Bez zaplecza, brak specjalistów. Do logopedy trzeba było przyjeżdżać do szkoły do miasta. Teraz dzieci jeżdżą na konkursy, doskonalą się, muszą doganiać lepszych” – tak sytuację po likwidacji szkoły ocenił w rozmowie z badaczami jeden z rodziców, a podobne, pozytywne opinie były powszechne. Prawo do entuzjazmu w tym aspekcie potwierdza przeprowadzona w ubiegłym roku kontrola NIK. Inspektorzy orzekli, że likwidacja małych szkół pozytywnie wpływa na warunki, w jakich uczą się dzieci.
Jak jednak pokazuje analiza IBE, likwidacja to nie tylko korzyści. Często dzieci także tracą – na przykład możliwość dostępu do zajęć pozalekcyjnych. To, czy uczeń weźmie w nich udział, jest zależne od rozkładu kursowania szkolnego autobusu.
Zmiana szkoły to, szczególnie dla najmłodszych uczniów, także duży stres. „Na początku było bardzo ciężko. To było straszne. Moje dziecko przeżyło szok. Ja się znalazłam z dzieckiem u psychologa. On się zaczął bać. Doszło do tego, że on nawet w domu sam bał się spać” – opowiadała badaczom inna matka.
– Samorządy stosują różne techniki, żeby złagodzić to przejście, umieszczają na przykład dzieci z jednej wsi w tej samej klasie. To z pewnością wygodne, pozwala choćby sprawnie zorganizować dojazd, ale z drugiej strony sprzyja odtwarzaniu w szkole podziałów terytorialnych. Uważamy, że lepiej byłoby włożyć wysiłek w integrację gminnej społeczności – komentuje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
„Dzieci ze [zlikwidowanej szkoły] włączono do klasy »dojezdnych« – do gorszej klasy, do klasy C. Te lepsze to były klasy A i B. Może inaczej byłoby, gdyby zostali porozrzucani do różnych klas, a tak musieli walczyć o swoje. Musieli udowadniać, że są dziećmi zasługującymi na uwagę” – opowiadał badaczom nauczyciel z placówki, do której przeniesiono dzieci ze zlikwidowanej szkoły. Jak pokazała analiza IBE, takie podziały często odtwarzane są na lata. Nawet kiedy do szkoły przychodzą nowe dzieci, które nie pamiętają zlikwidowanej placówki, trafiają do klas posegregowanych ze względu na miejsce zamieszkania. Jak oceniają eksperci, to z kolei może stanowić źródło uczniowskich podziałów.
Dlaczego gminy decydują się na likwidowanie szkół? Przede wszystkim z oszczędności. Średni wydatek w przeliczeniu na ucznia szkoły podstawowej to w skali kraju 8,1 tys. zł. Małe gminy wydają jednak zdecydowanie więcej. Przykładowo: Nowy Dwór (woj. podlaskie) – 12,3 tys. zł na ucznia; Nadarzyn (woj. mazowieckie) – 10,9 tys. Prawidłowość jest wyraźna – im mniejsza szkoła, tym więcej kosztuje gminę. Największa część tej kwoty to pensje, przeciętnie więcej niż połowa. Zdarzają się jednak i takie gminy, gdzie pochłaniają one 60–70 proc. wydatków.
Argument o zbyt wysokich wynagrodzeniach był jednym z podstawowych przy likwidacji szkoły w Kożuchowie (woj. mazowieckie). „Wystarczy tylko zmienić zapis w Karcie nauczyciela, a szkoły by zostały” – przekonywał wójt gminy podczas sesji rady, na której decydowano o likwidacji placówki. Finalnie szkołę przekazano tam stowarzyszeniu. Eksperci IBE oceniają, że to rozwiązanie jest zdecydowanie korzystniejsze dla lokalnej społeczności niż likwidacja. Ale, choć budzi mniej kontrowersji, nie jest lekarstwem na to, jak działają szkoły.
– Czasem słyszymy, że przekazanie szkoły stowarzyszeniu to jej uspołecznienie i że przyniesie większe zaangażowanie lokalnej społeczności orazs rodziców. Tak się nie dzieje. W żadnej z przekazanych szkół, których przypadki analizowaliśmy, nie wprowadzano także nowych, innowacyjnych metod nauczania. Nie zmieniono stylu pracy. To wciąż te same placówki. Tylko nieco inaczej finansowane – ocenia Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.