Gminy nie chcą współpracować z niepublicznymi przedszkolami, bojąc się oszustw na dotacjach. Te z kolei nie są zainteresowane, bo straciłyby wysokie czesne.
Na przełomie lutego i marca samorządy będą przeprowadzać rekrutację do przedszkoli. Muszą w nich znaleźć miejsce już nie tylko dla wszystkich 5-latków, ale także dla 4-latków, których od września obejmie obowiązek przedszkolny. Za dwa lata gminy będą musiały też umieścić w placówkach wszystkie 3-latki.
Pomocą w zapewnieniu im miejsc miały służyć niepubliczne placówki. W zamian otrzymają 100 proc. dotacji, a nie jak obecnie 75 proc. Problem polega na tym, że w takiej sytuacji nie będą zarabiać na rodzicach, bo po zrealizowaniu podstawy programowej mogą od nich pobierać nie więcej niż złotówkę za każdą dodatkową godzinę pobytu dziecka. W efekcie zarobią na dziecku najwyżej ok. 60 zł miesięcznie. Obecnie zyski z czesnego sięgają nawet 2 tys. zł. A dotację trzeba wydać na dzieci i skrupulatnie się z tego rozliczyć.
Prywatne firmy nie są więc zainteresowane taką współpracą z gminami. Także samorządy – jak wynika z sondy DGP – wolą umieszczać dzieci w szkołach, nawet na dwie zmiany, niż wzbogacać niepubliczne przedszkola.
Kosztem 3-latków
Zgodnie z art. 90 ust. 1d ustawy o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 256, poz. 2572 ze zm.) samorządy mogą rozpisywać konkursy dla prywatnych przedszkoli na przystąpienie do powszechnej rekrutacji. Rzadko się jednak na to decydują.
Z naszej sondy wynika, że z możliwości takiej współpracy z niepublicznymi placówkami nie zamierzają korzystać m.in. Bydgoszcz, Rzeszów, Białystok, Lubań, Żywiec, Starachowice i Chrzanów. Ten ostatni uznał, że nie trzeba będzie tworzyć wielu nowych miejsc, bo już teraz 74 proc. 4-latków i 56 proc. 3-latków uczęszcza do samorządowych placówek. Ponadto część 5-latków ma trafić do zerówek w szkole.
– Nie będziemy rozpisywać konkursu, bo powinniśmy zapewnić miejsca w przedszkolu dla 5-latków i 4-latków – tłumaczy Krzysztof Jan Kaliński, burmistrz Łowicza. Dodaje, że pozostałe miejsca będą przeznaczone dla 3-latków. Obecnie do samorządowych przedszkoli uczęszcza ponad 70 proc. dzieci w tym wieku.
I to właśnie na nich najpewniej odbije się brak współpracy gmin z prywatnymi przedszkolami.
– Może się zdarzyć, że po przyjęciu 5- i 4-latków zabraknie miejsc dla części 3-latków w samorządowych przedszkolach – przyznaje Anna Wilisowska, kierownik referatu edukacji, kultury i sportuUrzędu Gminy Kobierzyce.
– Nie możemy przewidzieć zachowania rodziców, których dzieci dotąd uczęszczały do przedszkoli niepublicznych. Mogą przecież złożyć wnioski do naszych placówek. Wówczas pojawi się problem. Wtedy możemy zagospodarować 5- i 4-latki, ale odbędzie się to kosztem 3-latków – zastrzega Bożena Ratajczyk z wydziału oświaty i spraw społecznych w Ostródzie.
Problemów z diametralnym zmniejszeniem liczby miejsc dla 3-latków nie przewiduje natomiast Ryszard Stefaniak, naczelnik wydziału edukacji Urzędu Miasta Częstochowy.
Może będzie konkurs
Nie brakuje też gmin, które się wahają i nie podjęły jeszcze decyzji o rozpisaniu konkursu. Gdańsk zadecyduje o tym dopiero po zakończeniu pierwszego etapu rekrutacji. Grudziądz uważa, że powinnien się wywiązać z nowego obowiązku wobec 4-latków, ale na wszelki wypadek jest w trakcie przygotowywania dokumentów konkursowych.
Taką decyzję rozważa też Konstancin-Jeziorna. Jak tłumaczy Magdalena Gołębiowska, kierownik wydziału oświaty, kultury i zdrowia w tamtejszym urzędzie, zależy to m.in. od rodziców 5-latków – czy poślą je do szkoły, czy zostawią w przedszkolu (uwolni to lub zablokuje miejsca). A także od tego, ile dzieci mieszka na terenie gminy bez meldunku (nie widnieją w ewidencji, a trzeba im zapewnić miejsca).
Rozpisanie konkursów jest przesądzone tylko w nielicznych pytanych przez nas gminach. 28 stycznia uchwałę w tej sprawie przyjęli radni Kościerzyny. – Inaczej zabraknie miejsc zarówno dla 3-latków, jak i 4-latków – mówi Alicja Kirstein, dyrektor biura placówek oświatowych w Kościerzynie.
Z zamiarem rozpisania konkursu noszą się też Białe Błota i Olsztyn.
Rozliczyć dotację
Także właściciele prywatnych przedszkoli nie są zainteresowani powszechną rekrutacją.
– Ze 100 proc. dotacji, którą otrzymam, muszę się rozliczyć, a pieniądze mają trafiać na wychowanie przedszkolne. Jedynie te osoby, które są jednocześnie dyrektorami i właścicielami placówki, mogą pokryć sobie z tych pieniędzy pensję. Jeśli właściciel nie pełni tej funkcji, nie ma co na nie liczyć – wyjaśnia Julita Skrzypczak, dyrektor niepublicznego przedszkola Jacek i Agatka w Olsztynie. Dodaje, że wtedy pozostaje mu niewielki zysk z obniżonych opłat od rodziców.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie dochodziło do nieprawidłowości, np. wystawiania fałszywych faktur, aby wykazać, że dotacja została wydana na przedszkolaki, choć w rzeczywistości część pieniędzy trafiła do kieszeni przedsiębiorców.
– Musiałam podnieść sobie pensje do 12 tys. zł, bo miałam problem z udokumentowaniem rozliczenia przyznanej dotacji – wyjawia właścicielka jednego z podwarszawskich przedszkoli (dane do wiadomości redakcji). Zaznacza, że poza częścią dotacji zyskiem dla firmy jest też całe czesne wnoszone przez rodziców.
– Z dotacji trzeba się rozliczyć – podkreśla Grzegorz Pochopień, dyrektor departamentu analiz i prognoz Ministerstwa Edukacji Narodowej.
– Z pewnością, jeśli gminy będą zapewniały miejsca dla wszystkich przedszkolaków, to niepubliczne przedszkola, chcąc się utrzymać, będą przystępować do powszechnej rekrutacji. Oczywiście, jeśli taką ofertę otrzymają ze strony samorządów. Z naszej analizy wynika jednak, że gminy chcą się w większości samodzielnie wywiązać z tego ustawowego obowiązku – dodaje.
Powodem może być to, że już obecnie jest wiele przypadków kwestionowania przyznanej dotacji.
– W latach 2011–2014 prywatne przedszkola zwróciły miastu dotacje na łączną kwotę ponad 371 tys. zł. Większość była wydatkowana niezgodnie z przeznaczeniem. Beneficjentami nie były przedszkolaki, a środki nie zostały przeznaczone na zadania w zakresie ich wychowania i opieki – wymienia Beata Krzyżanowska, rzecznik prasowy prezydenta Lublina.
– Zamiast tego dotacje przeznaczono na wynagrodzenia za obsługę finansową wykonywaną przez podmioty zewnętrzne, a także na realizację zobowiązań prywatnych osób prowadzących przedszkola, np. odprowadzanie składek do ZUS, kupno wyposażenia samochodów lub reklamę przedszkoli dla pozyskania nowych dzieci – dodaje.
Podobnie było w Krakowie, gdzie w tym czasie niepubliczne przedszkola musiały zwrócić 400 tys. zł z dotacji.