Czynne tylko kilka godzin w tygodniu, brakuje w nich nowych tytułów, muszą żebrać o pomoc – tak wygląda agonia wypożyczalni
Między 2010 a 2012 r. średnia powierzchnia biblioteki szkolnej zmniejszyła się o 1,5 metra kwadratowego. W ponad 7 proc. placówek, w których łącznie uczy się ponad 153 tys. uczniów, w ogóle nie ma możliwości wypożyczania książek.
Jak wynika z danych Biblioteki Narodowej, najgorzej jest na wsiach. Z kolei według opracowania Instytutu Badań Edukacyjnych dotyczącego czytelnictwa, jeśli dziecko nie znajdzie interesujących pozycji w szkole, z dużym prawdopodobieństwem przestanie sięgać po książki w ogóle. W ciągu trzech lat w gimnazjum odsetek nieczytających wzrasta z 5 do 14 proc. W późniejszym wieku trend jest podobny. Aż 61 proc. dorosłych nie sięgnęło po żadną książkę w ubiegłym roku.
Zainteresowanie książkami miał zwiększyć Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. W latach 2014–2020 pilotujące go Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego wyda na ten cel miliard złotych. Do końca tego roku 30 mln zł ma trafić do bibliotek publicznych. 3,5 mln zł mają otrzymać czasopisma literackie. W programie nie uwzględniono jednak żadnych pieniędzy dla księgozbiorów szkolnych. Po protestach bibliotekarzy resorty kultury i edukacji próbują łatać program. Już w tym roku dodatkowe 6 mln zł przekazano bibliotekom publicznym, które współpracują z placówkami oświatowymi.
– Minister kultury ma prawo przekazywać środki na działalność instytucji kulturalnych, w tym bibliotek publicznych, nie może natomiast finansować działalności bibliotek szkolnych, będących placówkami oświatowymi – wyjaśnia rzecznik resortu kultury Maciej Babczyński.
MEN i MKiDN pracują teraz nad dołączeniem kolejnego priorytetu – „Zakup nowości wydawniczych oraz modernizacja infrastruktury bibliotek szkolnych i pedagogicznych”. Choć oba resorty solidarnie zapewniają, że prace są już zaawansowane, nie podają konkretów. Nie wiadomo więc, ani ile pieniędzy trafi do szkolnych wypożyczalni, ani kiedy zostaną dofinansowane.
– Zapewnienia słyszymy od roku – przekonuje Juliusz Wasilewski, redaktor naczelny miesięcznika „Biblioteka w Szkole”. Wylicza, że wypożyczalnie w szkołach powinny mieć zapisane w programie co najmniej takie samo finansowanie jak publiczne. Czyli, jak wynika z naszych wyliczeń, w tym roku 73 mln zł. – Bibliotekarze muszą mieć pieniądze na zakup nowości i prenumeratę czasopism. Dziś wielu z nich nie dostaje żadnych pieniędzy od dyrektorów, musi więc podpierać się prośbami do rady rodziców. Zwykle pieniędzy starcza tylko na uzupełnienie lektur – komentuje Wasilewski.
Wielu nauczycieli uzupełnia zbiory na własną rękę – prosi o dary wydawnictwa, urządza kiermasze. Taka działalność wymaga jednak czasu, a ten również jest bibliotekarzom ograniczany. Samorządy wiedzą, że prowadzone przez nie placówki muszą mieć wypożyczalnie, ale oszczędzają na nich, jak mogą. – Zapewniają w nich ułamek etatu i sprawiają, że uczniowie mają dostęp do księgozbioru przez pięć godzin w tygodniu. To zdecydowanie za mało – przekonuje Wasilewski.