Jak powszechnie wiadomo, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Choć nie jesteśmy w stanie sprawdzić tego empirycznie, doświadczenie uczy nas, że same dobre chęci nie wystarczą, by tworzyć mądre przepisy i działać na korzyść obywateli. Jeszcze gorzej, gdy rządzący zamiast w moc litery prawa wierzą w siłę własnych interpretacji, które często – w braku poprawnej legislacji – uzupełniają luki w przepisach lub po prostu je zastępują.

Karolina Topolska dziennikarz Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna
Taki sposób wypełniania braków w ustawach może być źródłem sporego zamieszania. Dowodzi tego przykład resortu pracy. Wprowadził on 27 maja tego roku przepis, który pozwala na zliczanie wszystkich przypadków, gdy bezrobotny odmawia podjęcia pracy czy aktywizacji (wcześniej pośredniaki też je sumowały, ale bez podstawy prawnej, kierując się tylko interpretacją ministerstwa). Liczba odmów ma wpływ na to, na jak długo dana osoba zostanie wykreślona z rejestru: przy pierwszej odmowie następuje to na 120 dni, przy drugiej – na 180 dni, a przy trzeciej i kolejnych – na 270 dni.
Choć wraz z reformą urzędów pracy rząd naprawił swój błąd i de facto zalegalizował wcześniejszą praktykę, ostatnio wydał kolejną interpretację, którą wprowadziła chaos. Zaleca w niej, by pośredniaki nie brały pod uwagę przypadków, gdy bezrobotni nie zgadzali się na podjęcie pracy, udział w stażach, szkoleniach czy innych formach aktywizacji przed 27 maja. Sumowane mają być tylko późniejsze odmowy. Na pomysł „amnestii” dla krnąbrnych bezrobotnych ministerstwo wpadło jednak dość późno. Dopiero na przełomie września i października przesłało urzędom pismo wyjaśniające, jak stosować nowy przepis, oraz wprowadziło zmiany w systemie informatycznym Syriusz, który automatycznie sumuje odmowy i ustala okres, na jaki należy wykreślić bezrobotnego z rejestru.
Wyrozumiałość resortu doprowadziła więc do nierównego traktowania klientów pośredniaków. Ci, którzy zostali wyrzuceni z ewidencji w październiku, będą mogli do niego wrócić nawet o 5 miesięcy szybciej niż ci, którym we wrześniu uwzględniono odmowy sprzed 27 maja. Co ciekawe, nie wszystkie urzędy pracy chcą się podporządkować zaleceniom, co skutkuje brakiem jednolitości procedur.
Taki jest efekt poruszania się w obrębie ministerialnych interpretacji, które – jak widać – świetnie zastępują przepisy, choć nimi nie są. Szkoda, że tak wyglądają rządy państwa prawa, które powinno zapewniać obywatelom bezpieczeństwo i stabilność sytuacji prawnej.