Bezpłatny podręcznik? Tak, ale nie w takiej formie jak obecnie - środowisko wydawców przestrzega, że rządowe plany wprowadzenia bezpłatnej książki dla pierwszaków uderzą po kieszeni całe społeczeństwo. Chodzi o "Nasz elementarz", pisany na zamówienie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Redaktor naczelny Magazynu literackiego "Książki" Piotr Dobrołęcki ostrzegł w Polskim Radiu 24, że na rządowych zmianach stracą nie tylko wydawnictwa, ale sklepy z podręcznikami. - Księgarnie w większych miastach stracą około 30 procent swoich rocznych przychodów. Dla podobnych sklepów w mniejszych miejscowościach wprowadzenie rządowego podręcznika oznacza utratę 70 do 90 procent przychodów - szacuje redaktor naczelny "Książek". W efekcie - jego zdaniem - wielu księgarzy będzie musiało zrezygnować z prowadzenia działalności gospodarczej.

Piotr Dobrołęcki chwali samą ideę bezpłatnego podręcznika, ale zastrzega, że w innych krajach to prywatne podmioty tworzą takie publikacje. Tak jest na przykład we Francji czy w Niemczech, gdzie jak twierdzi Piotr Dobrołęcki, raz na kilka lat w konkursie decyduje się o producencie podręczników dla pierwszaków.

Polska Izba Książki szacuje, że wprowadzenie państwowego, bezpłatnego, podręcznika dla pierwszoklasistów oznacza zwolnienia w wydawnictwach. Pracę stracić może około 5-6 tysięcy osób. Roczne straty branży z tego tytułu mogą sięgnąć około 300 milionów złotych.

Z danych MEN wynika, że ponad 120 tysięcy szkół zamówiło rządowy podręcznik, co oznacza, że w 94 procentach placówek dzieci będą się uczyć właśnie z niego. Resort musi więc wydrukować ponad 560 tysięcy sztuk podręcznika. Na razie gotowe są dwie części rządowego podręcznika. Autorzy pracują nad dwoma kolejnymi.