Kontrolujemy szkoły po to, aby były dobrze przygotowane na przyjęcie młodszych dzieci. Państwowa inspekcja sanitarna 93 proc. szkół podstawowych wystawiła ocenę dobrą, a zbadała ich 7,5 tys. Tymczasem NIK sprawdziła 32 placówki na 13,5 tys. szkół podstawowych. I zaznaczyła, że te niedociągnięcia szkoły mają naprawić lub wręcz już to uczyniły w trakcie kontroli- uważa Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej.

Jutro posłowie zdecydują, czy będzie przeprowadzone referendum m.in. w sprawie sześciolatków. Padają zarzuty, że pytania tam zamieszczone są bezsensowne lub wzajemnie się wykluczają. Chcielibyśmy jednak poznać pani zdanie na każde z nich. Pierwsze z nich brzmi, czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków?

Nie. Sześciolatki powinny rozpoczynać edukację w szkole. Mamy obowiązek wspierania dzieci. Wcześniejsza edukacja to ich lepszy rozwój i przygotowanie do życia. Dziecko, które wcześniej rozpoczyna naukę, ma większą szansę na osiągnięcie sukcesu w szkole, a później jako osoba dorosła. Warto pamiętać, że 75 proc. dzieci w Europie idzie do szkoły w wieku sześciu lat lub wcześniej.

Nie przeszkadza więc pani, że Państwowa Inspekcja Sanitarna, a ostatnio Najwyższa Izba Kontroli (NIK) wskazują, że szkoły nie są do tego właściwie przygotowane. Na przykład nie posiadają odpowiednich mebelków, w niektórych brakuje ciepłej wody, a dzieci przebywają w ciasnych pomieszczeniach. To wzbudza wielki niepokój wśród rodziców.

Kontrolujemy szkoły po to, aby były dobrze przygotowane na przyjęcie młodszych dzieci. Państwowa inspekcja sanitarna 93 proc. szkół podstawowych wystawiła ocenę dobrą, a zbadała ich 7,5 tys. Tymczasem NIK sprawdziła 32 placówki na 13,5 tys. szkół podstawowych. I zaznaczyła, że te niedociągnięcia szkoły mają naprawić lub wręcz już to uczyniły w trakcie kontroli.

Nie mamy pewności, że jeśli kontrola NIK byłaby szersza nieprawidłowości byłoby znacznie więcej. Z kolei trudno mówić o niedociągnięciach, jeśli stwierdzono, że w szkołach nie ma świetlic lub są, ale przebywa na niech nawet 80 uczniów.

Prowadzenie świetlicy jest obowiązkiem każdej szkoły podstawowej. I tam, gdzie ich nie ma, muszą powstać. Przepisy wyraźnie wskazują, że grupy świetlicowe nie mogą liczyć więcej niż 25 uczniów, więc 80 wychowankami musi zajmować się czterech nauczycieli. Na zajęcia świetlicowe, tak jak w przedszkolach, mogą i powinny być wykorzystywane sale lekcyjne, gimnastyczne i boiska szkolne. Podobnie jak w przedszkolu dziecko powinno mieć czas na zabawę, odpoczynek, ciekawe zajęcia, a dodatkowo na odrobienie lekcji. W świetlicy w sposób szczególny trzeba zająć się dziećmi przebywającymi w szkole przez cały dzień, bo ich rodzice pracują. Dlatego w tzw. ustawie rekrutacyjnej wyraźnie oddzielamy zajęcia organizowane dla tej grupy dzieci od innych, organizowanych np. dla uczniów dojeżdżających. Określamy również to, że szkoła ma obowiązek zapewnić opiekę świetlicową na wniosek rodziców.

Pani inicjatywy legislacyjne są bardziej gaszeniem pożaru, niż wdrażaniem przemyślanych wcześniej rozwiązań.

Jestem po prostu otwarta na głosy rodziców oraz kontrolerów.

Czyli będzie lepiej?

Bardzo mi zależy, aby małym dzieckiem w szkole opiekowali się nauczyciele w taki sam sposób, jak w przedszkolu.

Kolejne pytanie referendalne. Czy popiera Pani zniesienie obowiązku przedszkolnego dla pięciolatków?

Nie. Walczymy o to, aby jak największa grupa dzieci miała zapewnione miejsce w przedszkolu. A obowiązek dla pięciolatków gwarantuje lepsze przygotowanie do szkoły.

Z kolei trzecie referendalne pytanie brzmi: Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów?

Nie, dlatego że w liceach jest pełen kurs historii oraz innych przedmiotów. Co więcej, obecnie przybyło nam uczniów, którzy uczą się historii na poziomie rozszerzonym. A to oznacza, że więcej z nich chce zdawać maturę z tego przedmiotu na wyższym poziomie.

Czy popiera Pani stopniowy powrót do systemu ośmioletniej szkoły podstawowej czteroletniej średniej?

Nie, ponieważ ta propozycja prowadzi do rewolucji w edukacji, wiążąc się z likwidacją jednego typu szkół i zastąpieniem ich innymi. To potężne zamieszanie z budynkami, programami, podręcznikami, które będzie wymagało ogromnych pieniędzy. Nauczyciele gimnazjów zaczną martwić się o stanowiska, co na pewno nie będzie sprzyjało spokojnej pracy, a uczniowie będą narażeni na rewolucję programową i podręcznikową. A ja chcę dać szkołom czas na pracę z uczniem i wykorzystać to, co sprzyja podnoszeniu jakości kształcenia. Mitem jest, że ośmioklasowa podstawówka była lepsza. Na pewno nie w przypadku wyników kształcenia. W międzynarodowych badaniach PISA absolwenci ośmioklasowych podstawówek osiągnęli wyniki poniżej średniej, wypadli gorzej niż ich rówieśnicy z Europy. Obecni gimnazjaliści są od nich dużo lepsi, mają wyniki powyżej średniej i z badania na badanie je poprawiają, Eksperci twierdzą, że to rezultat powstania gimnazjów.

Eksperci mówią też, że w gimnazjach jest dużo przejawów agresji.

Wiek „gimnazjalny” to trudny okres w życiu młodego człowieka. Dlatego zamiast rujnować system powinniśmy wspierać nauczycieli w pracy z uczniami w tym trudnym czasie.

Ostatnie pytanie referendalne: Czy jesteś za ustawowym powstrzymaniem procesu likwidacji publicznych szkół i przedszkoli?

Każda szkoła jest ważna, dlatego proces likwidacji jest ustawowo ograniczony. Samorząd nie może zlikwidować szkoły, bo tak mu się podoba. Musi stanąć przed rodzicami i lokalną społecznością i wziąć odpowiedzialność polityczną za swoją decyzję.

Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu odbyła się tylko debata na temat sześciolatków, ale nie przeprowadzono głosowania nad wnioskiem o referendum, bo były obawy, że posłowie poprą inicjatywę rodziców. To realny scenariusz?

Jestem przekonana, że sześciolatki obowiązkowo pójdą do szkoły od przyszłego roku, a dokładnie – połowa rocznika dzieci urodzonych w 2008 roku. Będą się uczyć w klasach nie przekraczających 25 uczniów, do których będą dobierane według wieku. Dlatego już teraz zachęcam nauczycieli i dyrektorów, aby przygotowywali się do tego procesu.

No właśnie. Protesty rodziców przyniosły jednak jakiś skutek, bo wcześniej rząd przesunął ten obowiązek z 2012 r. na 2014 r. A na dodatek określił liczebność klas i dobór do nich dzieci według wieku. Otrzymujemy sygnały od dyrektorów przedszkoli i nauczycieli, że taki podział jest niekorzystny dla rozwoju dziecka, jeśli w grupie jest np. czterolatek z trzylatkiem. Czy takie same protesty są potrzebne w przedszkolach, aby dzieci mogły tam być dobierane według wieku?

Grupy przedszkolne w większości tworzone są dla dzieci w zbliżonym wieku, mamy w nich grupy 3-latków, 4-latów, 5-latków i 6-latków. Jeżeli zdarza się, że tworzone są grupy mieszane, na tym etapie edukacji jest to możliwe i nie jest niekorzystne dla dzieci. Wręcz przeciwnie, w takich grupach podopieczni dobrze się rozwijają. W przedszkolach od dawna grupy nie mogą być większe niż 25 wychowanków i jest to kontrolowane przez kuratorów oświaty.

O ile jestem w stanie zrozumieć, że dziecko o rok starszego kolegi może się wiele nauczyć, to w przypadku odwrotnym chyba jest to niemożliwe?

Uczy się chociażby pomagania innym, a to przecież ważna i rozwijająca dziecko umiejętność. Dlatego nie zamierzam wprowadzać zmian w tworzeniu grup przedszkolnych. Elastyczność połączona z umiejętnościami nauczycieli przedszkoli jest lepszym rozwiązaniem.

Ostatnio o przedszkolach dużo się mówi, niekoniecznie w samych superlatywach. Czy doprowadzając do uchwalenia tzw. ustawy dotyczącej przedszkola za złotówkę miała pani świadomość, że robi krzywdę rodzicom zwłaszcza z dużych miast z uwagi na ograniczenie dodatkowych zajęć?

Zależało mi na obniżeniu opłat za pobyt dzieci w przedszkolu do jednej złotówki za każdą dodatkową godzinę powyżej podstawy programowej. Rodzice płacą więc mniej. Przedszkola mają obowiązek zadbać o szeroką ofertę dla dzieci, ale nie mogą tych zajęć finansować z dodatkowych opłat pobieranych od rodziców. Powinny płacić za nie z budżetu przedszkola. Od września przekazujemy z budżetu państwa dotację na edukację przedszkolną, więc samorządy mają pieniądze na ten cel.

Minęły już dwa miesiące nowego roku szkolnego. Czy kuratoria, zgodnie z pani zaleceniem, skontrolowały przedszkola, które inaczej niż resort interpretują pobieranie opłat za dodatkowe zajęcia?

Reagują w każdej sytuacji nieprawidłowego stosowania przepisów. Na przykład w Krakowie w przedszkolach nie są pobierane dodatkowe opłaty za te zajęcia, a są one prowadzone.

W Gdańsku wprost wskazano, że rodzice mogą płacić za nie poprzez pośrednictwo rady rodziców. Prawnicy z ratusza uważają, że nie może im pani zakazać przekazywać darowizny, bo to nie jest zabronione. Czy kurator skontrolował tamtejsze placówki?

Po naszych wyjaśnieniach Gdańsk wycofał się ze swojej argumentacji, a od kuratora oświaty mam informacje, że przedszkola są kontrolowane. W dużych miastach jak Warszawa w dodatkowe zajęcia w przedszkolach. Płaci za nie organ prowadzący.

Dotyczy to najczęściej niewielkiej liczby zajęć. A przed reformą opiekunowie mogli wybierać co chcieli i jeśli byli chętni, to dyrektorzy przedszkoli nie robili im przeszkód. W efekcie, poza rytmiką, angielskim mogli np. uczęszczać na zajęcia judo. Obecnie ta oferta zubożała.

Dlaczego pani się tak upiera przy swoim, może wato przyznać się do błędu i przywrócić w tym zakresie poprzedni stan?
Poprzednio z dodatkowych zajęć korzystały przede wszystkim dzieci zamożniejszych rodziców, a pozostałe tylko mogły się przyglądać. Obecnie mogą w nich uczestniczyć wszystkie dzieci, bez względu na status materialny ich rodziców. Ponadto nie ma żadnych przeszkód aby w przedszkolu organizować większą liczbę zajęć dodatkowych.

Część rodziców uważa, że w jest to wyrównywanie, ale w dół, bo uzdolnione dzieci nie mogą korzystać z pełnego wachlarza zajęć. A opiekunowie zapisują dzieci na zajęcia poza placówką. Czy to wyrównywanie szans?

Przedszkola muszą rozwijać swoją ofertę zgodnie z oczekiwaniami rodziców. Nie wyobrażam sobie przedszkola, które nie rozwija uzdolnień dzieci i nie organizuje zajęć sportowych, tanecznych czy też muzycznych. Jeżeli rodzice będą oczekiwali większego wyboru, to przedszkole będzie je musiało zorganizować, bo alternatywą jest utrata wychowanka. W ostateczności bardzo specjalistyczne dodatkowe zajęcia mogą być organizowane po zakończeniu zajęć w przedszkolu.

Dyrektorzy przedszkoli żalą się, że nie dała im pani co najmniej dwóch lat na przeszkolenie kadry w prowadzeniu dodatkowych zajęć. Czy to kolejny błąd?

Każdy nauczyciel powinien być przygotowany do prowadzenia zajęć zawartych w podstawie programowej, takich jak rytmika czy zajęcia plastyczne. Inaczej jest z językiem obcym, ale tu można skorzystać z usług nauczycieli pracujących w szkołach z młodszymi dziećmi. Język obcy zamierzam wprowadzić do podstawy programowej i od przyszłego roku będą się go uczyły obowiązkowo dzieci we wszystkich przedszkolach.

A co ma zrobić rodzic, któremu dyrektor mówi wprost, że jego nauczyciele nie mają predyspozycji do prowadzenia zajęć np. rytmiki. Powinien domagać się ich zwolnienia?

To byłoby bardzo radykalne rozwiązanie. W tej sytuacji dyrektor może zatrudnić również innych nauczycieli do prowadzenia zajęć dodatkowych.

To wątpliwe rozwiązanie. Bo kto zechce je prowadzić np. na 2/25 etatu?

Dyrektorzy nie powinni mieć z tym problemu. Wielu nauczycieli poszukuje pracy, a w przedszkolach jest więcej niż jedna grupa dzieci. W pięciooddziałowym przedszkolu to już jest 10/25 etatu. Mogą też zatrudnić firmę, jeśli mają odpowiednie środki.

Czy nauczyciela prowadzącego dodatkowe zajęcia można zatrudnić na podstawie umowy-zlecenia, czy tylko na podstawie Karty?

Tylko na podstawie Karty nauczyciela.

Kolejny problem, jaki może wywołać chaos i zaniepokojenie wśród rodziców, to nowe zasady rekrutacji m.in. do przedszkoli. Samorządy uważają, że proponowane kryteria preferują tylko dzieci bezrobotnych rodziców. Czy zgadza się pani z tymi zarzutami?

Konsultacje trwają. Dla mnie najważniejsze jest, aby każde dziecko znalazło miejsce w przedszkolu za złotówkę i do tego dążę. Sprawa preferencji będzie wówczas mniej istotna. Respektując wyrok Trybunału staram się więc tak dobrać kryteria, aby chroniąc dzieci niepełnosprawne, z rodzin niepełnych czy też z rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej, zapewnić dostęp do przedszkola każdemu dziecku, szczególnie dzieciom rodziców pracujących.

Ale już nie będzie preferencji dla rodzin wielodzietnych z wyższym dochodem. Czy takie rozwiązanie jest ostateczne?

Jest korzystne dla rodzin wielodzietnych. A z tej preferencji będzie mogło skorzystać 80 proc. z nich.

Czy rodzice w dalszym ciągu będą musieli oszukiwać, że np. samotnie wychowują dziecko, aby dostało się do przedszkola?

Zaostrzyliśmy przepisy dotyczące preferencji dla rodziców samotnie wychowujących dzieci. Proponuję wprowadzenie kryterium dochodowego. Dokumentowanie faktu samotnego rodzicielstwa będzie następowało tak jak w ustawie o świadczeniach rodzinnych.

Nowe rozwiązania dotyczące rekrutacji powinny wejść w życie za około trzy miesiące. Nie zajął się nimi jeszcze rząd. Czy parlament zdąży z ich uchwaleniem?

Tak. Przepisy muszą być niezwłocznie uchwalone.

Trwają też konsultacje nad nowelizacją karty. Związkowcy straszą strajkiem. Czy w obawie przed nimi będą kolejne ustępstwa?

Wciąż trwają konsultacje. Większość tych zmian była uzgodniona z samorządami i związkami, nie powinni więc być zaskoczeni. Jestem przekonana, że nowelizacja Karty zostanie uchwalona.