Od września 2014 roku nie wszystkie sześciolatki obowiązkowo pójdą do pierwszej klasy. Tak wynika z ustawy z 30 sierpnia 2013 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz o niektórych innych ustaw. Trafiła ona właśnie do podpisu prezydenta. Małe jednostki będą miały problemy z obowiązkiem dzielenia klas na mniejsze. Już zapowiadają, że przekroczą limit 25 uczniów na oddział.
Sześciolatki w szkołach / Dziennik Gazeta Prawna
Sondaż - sześciolatki / DGP
Nowe przepisy będą miały istotne znaczenie nie tylko dla rodziców, ale i samorządów. Dla tych ostatnich problemem może być wprowadzany limit liczby dzieci w klasach. Gminy potwierdzają jednocześnie, że prowadzone przez nich placówki są dobrze przygotowane na przyjęcie sześciolatków. W to wątpi część rodziców i liczy na przeprowadzenie referendum w sprawie obniżenia wieku szkolnego. Wciąż jednak nie jest pewne czy w ogóle do niego dojdzie.

Trudne do zrealizowania

Zgodnie z nowymi rozwiązaniami klasy w szkołach mają liczyć nie więcej niż 25 osób. Dyrektorzy szkół już ostrzegają przed ewentualnymi problemami wynikającymi z tego rozwiązania.
– Nie mamy wyjścia i będziemy starali się respektować te przepisy, choć nie będzie to proste. Obecnie mamy klasy liczące 25 osób i jedną, w której jest ich 27. Nie udało nam się stworzyć oddziału samych sześciolatków, bo zapisanych zostało zaledwie 11 dzieci w tym wieku – mówi Beata Zawadka ze szkoły podstawowej nr 2 w Pruszkowie.
Według niej największe problemy będą mieli dyrektorzy małych szkół, w których zostanie np. zapisanych 30 dzieci, a organ prowadzący placówkę nie będzie chciał tworzyć dwóch odrębnych klas po 15 uczniów. Zaznacza również, że w dwóch przejściowych latach (w związku z podziałem rocznika 6-latków) trudno będzie tak zorganizować naukę, aby w klasach uczyły się dzieci z tych samych roczników.
Dyrektorzy wskazują, że nie mają zbyt dużego pola manewru w sytuacji, gdy gmina zatwierdza im plan prac na kolejny rok szkolny w formie tzw. arkusza organizacyjnego.
– Może zdarzyć się sytuacja, że gmina nie zgodzi się na zatrudnienie nowych pedagogów, aby poprowadzili dodatkową klasę. W efekcie, nawet jeśli kurator skontroluje placówkę, gmina będzie się zasłaniała trudną sytuacją finansową. Nie musi respektować wyników nadzoru – uważa Beata Zawadka.
Na ten problem również zwracają uwagę oświatowe związki zawodowe.
– Gdyby przed kilkoma laty rząd nie zrezygnował z obowiązku opiniowania arkuszy organizacyjnych przez kuratoria, gminy nie decydowałyby się na oszczędności, które jednocześnie są wprowadzane wbrew przepisom oświatowym – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Jego zdaniem trzeba powrócić do tego rozwiązania, bo inaczej szkoły będą coraz częściej decydowały się na przepełnione klasy, licząc że może ominie ich kontrola kuratoryjna.

Dodatkowe koszty

Samorządy już potwierdzają, że nowe przepisy o liczebności oddziałów będą martwe, bo z powodów finansowych trudno będzie je wykonać.
– Po objęciu urzędu wprowadziłem zasadę, że do klasy uczęszcza maksymalnie 30 uczniów, a nie jak wcześniej 34. Nie zamierzam tego zmieniać i respektować rozwiązania, zgodnie z którym będzie w nich co najwyżej 25 dzieci. Nie udźwigniemy takiego obowiązku finansowo – alarmuje Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice.
Jego zdaniem dodatkowy etat nauczycielski to rocznie około 100 tys. zł, a przy podziale pięciu klas na mniejsze to już koszty rzędu 0,5 mln zł.
– Musielibyśmy rezygnować z lokalnych inwestycji – dodaje.
Wprowadzonych rozwiązań bronią koalicyjni posłowie.
– Ta nowelizacja już wcześniej powinna być wprowadzona. Dzięki niej szkoły unikną kumulacji dwóch roczników. Nie będzie też przepełnionych klas, bo będą one liczyć maksymalnie 25 uczniów – uważa Zbigniew Włodkowski, poseł PSL i były wiceminister edukacji narodowej.

Wójt za reformą

Jednocześnie samorządy zapewniają, że podległe im placówki są gotowe na przyjęcie sześciolatków. Zgodnie z uchwalonymi przepisami rocznik dzieci urodzonych w 2008 r. zostanie podzielony na dwie części. W efekcie od września 2014 r. obowiązek szkolny ma objąć wszystkie dzieci 7-letnie (rocznik 2007) oraz 6-letnie, urodzone w okresie 1 stycznia – 30 czerwca 2008 r. Z kolei dzieci urodzone od 1 lipca do 31 grudnia 2008 r. też mogą trafić do pierwszej klasy, ale gdy się na to zdecydują ich opiekunowie. W latach szkolnych 2014/2015 i 2015/2016 podział uczniów klasy I publicznej szkoły podstawowej na oddziały będzie dokonywany według roku i miesiąca urodzenia, poczynając od uczniów najmłodszych.
Na wniosek rodziców, w szczególnie uzasadnionych przypadkach dyrektor szkoły podstawowej może odstąpić od tej zasady. Na przykład jeśli opiekun wystąpi z wnioskiem, aby do jednej klasy zostało przyjęte rodzeństwo w wieku sześciu i siedmiu lat.
– Jeśli jakieś dziecko urodzone w grudniu przyjaźni się z innym ze stycznia kolejnego rocznika, to nie będę robiła problemu, aby przyjąć oboje do jednej klasy – wyjaśnia Dorota Kuchta, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2 w Legionowie.
Co ciekawe, możliwość nauki w szkole od przeszłego roku zyskają też pięciolatki. Ich rodzice też będą mogli zdecydować o wysłaniu ich do szkoły (rocznik 2009). W tym przypadku ostatecznie podejmie ją dyrektor po konsultacjach z poradnią psychologiczno-pedagogiczną.
– Dziecko w wieku pięciu lat może być intelektualnie gotowe na rozpoczęcie nauki, ale później może sobie nie poradzić. Tylko te wybitnie uzdolnione powinny rozpoczynać w tym wieku szkołę – ostrzega Dorota Kuchta.
Także to rozwiązanie może powodować kłopoty organizacyjne. Przed reformą za zgodą rodziców naukę rozpoczynało kilka tys. sześciolatków. Po zmianach podobnie może być z pięciolatkami.

Zyskają młodsi

– Skoro gminy tyle lat się przygotowywały do tej reformy, to trzeba ją wdrożyć – podkreśla Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprezes Związku Gmin Wiejskich RP.
Według niego dzięki temu rozwiązaniu w przedszkolach byłoby więcej miejsc dla młodszych dzieci. Jednocześnie gdyby wszystkie sześciolatki wreszcie trafiły do szkół automatycznie zwiększyłyby się wpływy samorządu z subwencji. Ta nie jest naliczana, jeśli dziecko uczęszcza do przedszkola. Dopiero w tym roku wprowadzono dotację. Na jednego przedszkolaka w przyszłym roku gmina otrzyma jednak tylko 1,2 tys. zł, a na ucznia – około 5 tys. zł.
Gotowość szkół na przyjęcie sześciolatków nie zawsze jest jednak oceniana pozytywnie. Z raportu Państwowej Inspekcji Sanitarnej wynika, że w niektórych placówkach oświatowych wciąż brakuje ciepłej wody, a powierzchnia pomieszczeń dla uczniów jest zbyt mała. Dodatkowo meble i sanitariaty nie zawsze są dostosowane do wzrostu dzieci.
– Gdyby w jakiejś szkole istniało zagrożenie zdrowia i życia ucznia, na pewno jej praca byłaby wstrzymana przez powiatowego inspektora – mówi Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Przyznaje, że z roku na rok stan szkół się poprawia, ale oczywiście są miejsca, w których jest jeszcze wiele do zrobienia.

Co z referendum

To właśnie brak odpowiedniego przygotowania placówek do potrzeb sześciolatków był jedną z głównych przyczyn małego zainteresowania możliwością wcześniejszego wysłania dziecka do szkoły. W tym roku tylko 20 proc. sześciolatków trafiło do pierwszej klasy. Ratunkiem dla nich może być referendum. W tej sprawie wpłynął już stosowny wniosek do Sejmu. Podpisało się pod nim około miliona rodziców.
– Najprawdopodobniej w październiku posłowie zdecydują, czy odbędzie się referendum. Z naszych analiz wynika, że opozycja i część posłów PSL zagłosują za naszym wnioskiem. Mam więc nadzieję, że rodzice zdecydują w bezpośrednim głosowaniu, czy są za obniżeniem obowiązku szkolnego, czy też nie – mówi Karolina Elbanowska, szefowa fundacji Ratujmy Maluchy.
Tłumaczy również, że będzie się starała przekonać prezydenta, aby nie podpisywał nowelizacji ustawy oświatowej, tylko odesłał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Przekonuje, że dzielenie rocznika dzieci na dwie części jest dyskryminujące i prowadzi do nierównego traktowania. A to może być niezgodne z konstytucją.
Etap legislacyjny
Ustawa czeka na podpis Prezydenta