Nauczyciele otrzymują pensję, zanim rozpoczną pracę. Gminy mają problemy z odzyskaniem wypłaconego wynagrodzenia od osób, które się zwolniły.
System wynagradzania osób uczących w szkołach / Dziennik Gazeta Prawna
Po wakacjach po raz pierwszy od pięciu lat nauczyciele nie otrzymali podwyżki wynagrodzeń z budżetu. Rząd uznał, że nie ma na nie pieniędzy. Nie zapowiada się też, aby ich płace rosły w przyszłym roku. Co więcej, wynagrodzeń nie zamierzają podwyższać im samorządowcy. Tak wynika z sondy DGP przeprowadzonej w gminach. Samorządowcy borykają się z zapewnieniem pedagogom średnich płac, wypłatą trzynastek i czternastek, a także z płaceniem pensji z góry.
Część tych uciążliwych rozwiązań miała zostać zmieniona przy okazji nowelizacji Karty nauczyciela. Rząd zaakceptował jej założenia. Samorządowcy obawiają się, że zmiany nie zostaną jednak uchwalone przez Sejm. Takie sygnały wysyła już do nich premier.

Przywileje bez zmian

O zmianie zasad wynagradzania osób uczących w samorządowych szkołach zdecydował resort edukacji narodowej. W tej sprawie prowadził uzgodnienia z oświatowymi związkami i przedstawicielami gmin.
Na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, które odbyło się 28 sierpnia 2013 r., premier ujawnił jednak, że nowela Karty nauczyciela jest zagrożona. Mówił, że pozostał samotny w dążeniu do jej zmiany i obawia się, czy w ogóle jest szansa na jej przegłosowanie.
Zdaniem przedstawicieli Związku Powiatów Polskich to brzmi groźnie, bo oznacza, że albo projekt nowelizacji nie dotrze do parlamentu w ogóle, albo co najwyżej trafi do sejmowej zamrażarki.
ZPP zaznacza, że przy wprowadzeniu ustawy przedszkolnej czy też nowelizacji budżetu zmian dokonywano w trybie pilnym, a gdy chodzi o nowelizację karty sytuacja jest wręcz odwrotna.
Tymczasem samorządy czekają na tę nowelę, bo zmiany, które przewiduje, choć niewielkie, są niezbędne.
Na przykład od nowego roku miałby się zmienić sposób naliczania średnich płac pedagogom. Obecnie jeśli na poszczególnych stopniach awansu nauczyciel nie ma jej zapewnionej, trzeba mu wypłacać wyrównanie w postaci czternastki. Po zmianach średnia miała być liczona dla wszystkich nauczycieli z gminy łącznie.
– Dzięki temu rozwiązaniu można byłoby zbilansować pieniądze, które są nadpłacane części pedagogom z pozostałymi, którzy zarabiali poniżej średniej – potwierdza Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprezes Związku Gmin Wiejskich.
Tłumaczy, że te zmiany powinny niezwłocznie wejść w życie, bo inaczej w dalszym ciągu szkoły nie będą zatrudniać nowych osób.
– Z uwagi na wymóg zapewniania średnich nie zwiększa się zatrudnienia – wyjaśnia.
Dodatkowo w projekcie znalazły się propozycje, aby uszczelnić system przyznawania urlopów zdrowotnych nauczycielom. Za ten przywilej również płacą samorządy. Kosztuje je on około 700 mln zł rocznie. W projekcie nowelizacji karty zakładano skrócenie takiej płatnej przerwy od zajęć z trzech lat do roku.

Kłopotliwe wypłaty

Z sondy DGP wynika, że finanse samorządów drenują także nauczycielskie trzynastki, które co roku są coraz wyższe. Na przykład w 2011 r. urząd miasta w Tychach wydał na ten cel 5,3 mln zł, a rok później o milion złotych więcej. W Dusznikach-Zdroju w tym samym czasie wydano 188 tys. zł, a obecnie już 208 tys. zł. Z kolei nauczycielskie trzynaste pensje kosztowały urząd miasta w Kolnie odpowiednio – 438 tys. i 509 tys. zł. Urząd miasta w Bydgoszczy w 2011 r. na ten cel wydał 16,6 mln zł, a w tym o dwa miliony złotych więcej. W Tychach - 5,3 mln zł, a obecnie 6,3 mln zł.
Rekordy biją duże miasta. Na przykład w Krakowie w 2011 r. na trzynastki wydawano 38,5 mln zł, a obecnie 45 mln zł. Koszty rosną, mimo że liczba nauczycieli spada.
– Uczący w szkołach awansują w strukturach, a także zwiększają się im dodatki stałe. Te koszty są dla nas dużym obciążeniem finansowym. Za te pieniądze można byłoby wyremontować wiele placówek – przyznaje Katarzyna Fiedorowicz-Razmus z Urzędu Miasta w Krakowie.
Oświatowe związki nie chcą nawet słyszeć o szukaniu oszczędności w dodatkowym wynagrodzeniu rocznym.
– Czepianie się nauczycielskich trzynastek jest niczym innym, jak ludzką zawiścią. Urzędnicy też otrzymują takie świadczenie, a oprócz niego często jeszcze podwyżki – oburza się Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.

Nie chcą podwyższać

Jak ustalił DGP, samorządowców nie stać już na dalsze zwiększanie pensji pedagogów. Dlatego nie będą wypłacać im dodatków motywacyjnych. Są one najczęściej uzależnione procentowo od wynagrodzenia zasadniczego, którego w tym roku rząd nie podwyższył tej grupie zawodowej. Z sondy wynika, że w zależności od gminy taka dopłata do pensji waha się od kilku do nawet 50 proc. jej podstawowego wymiaru.
– Dodatek motywacyjny dla nauczycieli wynosi 5 proc. minimalnej stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczyciela mianowanego i nie uległ on podwyższeniu od nowego roku szkolnego – informuje Bogusława Szczęsna z wydziału edukacji, wychowania i zdrowia Urzędu Miejskiego w Chojnicach.
Według niej taki automatyzm jest najlepszy, bo nie trzeba za każdym razem prowadzić żmudnych negocjacji ze związkami zawodowymi.

Pensja z góry

Mimo zamrożenia płac nauczycielskie przywileje mają się dobrze. Poza licznymi dodatkami do wynagrodzenia i lepszą od innych pracowników ochroną przed zwolnieniem mogą też liczyć na wypłacanie pensji z góry. W efekcie przychodząc do szkoły po wakacjach, mają już zapłacone za najbliższy miesiąc pracy. A taki mechanizm przysparza gminnym urzędnikom wiele kłopotu.
– Płaca nauczyciela, który w ciągu miesiąca przynosi np. zaświadczenie o urodzeniu dziecka, wymaga korekt nie tylko na liście wynagrodzeń, ale także w raportach wysyłanych do ZUS – wylicza Wioletta Linda, inspektor ds. Oświaty Urząd Gminy Kołobrzeg. Dodaje, że problemy pojawiają się także w przypadku osób angażowanych w szkole na zastępstwo, jeśli ci przebywają na zwolnieniu lekarskim w ostatnim miesiącu pracy, a dostali już całe wynagrodzenie.
Tłumaczy, że do wyliczenia pensji nauczycieli trzeba zatrudniać urzędników nie raz, ale dwa razy w miesiącu.
– Dlatego najlepszym wyjściem byłoby naliczanie pensji dla nauczycieli, tak jak większości pracowników na końcu każdego miesiąca – dodaje.
Podobne problemy z płaceniem pedagogom z góry mają inne samorządy.
– Zdarza się, że nauczyciel nie pojawia się w pracy, bo rezygnuje. W efekcie mamy problem z odzyskaniem wypłaconego mu wynagrodzenia – zaznacza Marta Stachowiak, doradca prezydenta miasta Bydgoszczy.
Jednak Sławomir Broniarz nie widzi problemu. Podkreśla, że są odpowiednie procedury prawne, które pozwalają samorządom odebrać pracownikowi nienależnie pobrane pieniądze.