Z roku na rok samorządy wydają coraz więcej na dowóz uczniów do szkół – wynika z sondy DGP przeprowadzonej w około 50 gminach. Te wydatki jeszcze wzrosną, bo projekt zmian w systemie oświaty poszerza grupę uprawnioną do transportu.
Gminy dowożą uczniów i przedszkolaków objętych obowiązkowym wychowaniem przedszkolnym dopiero wtedy, gdy taki obowiązek nakładają na nie przepisy. Zgodnie z nimi uczniowie klas I–IV oraz pięciolatki i sześciolatki muszą być dowożeni, jeśli z domu do szkoły mają więcej niż trzy kilometry. W przypadku starszych uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych ta odległość musi wynieść cztery kilometry. Dodatkowo dowozem objęci są uczniowie niepełnosprawni.

Kosztowne dowożenie

– Na umowy z osobami fizycznymi o dowóz uczniów, zwroty kosztów transportu dzieci niepełnosprawnych, wykup biletów PKS i MZK, umowy indywidualne na sprawowanie opieki w czasie przejazdów uczniów do szkół i ze szkoły w ubiegłym roku wydaliśmy ponad milion złotych – wylicza Mariola Szewczyk, dyrektor gminnego zarządu oświaty w Nysie. Tłumaczy, że koszty te co roku wzrastają o kilka tysięcy złotych.
Podobnie jest w Lubiczu. Tam na transport jednego dziecka urząd przeznacza średnio 1,2 tys. zł rocznie. W 2010 r. łącznie wydano na ten cel 540 tys. zł, a dwa lata później blisko 24 tys. zł więcej.
– Te kwoty są duże, a subwencja oświatowa nie przewiduje dodatkowych pieniędzy na dowożenie dzieci – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, wiceprzewodniczący Związku Gmin Wiejskich.
Podkreśla, że wiele gmin musi się dodatkowo zadłużać, aby zapewnić transport.
W Bełchatowie w 2010 r. i 2011 r. na dowożenie wydawano 85 tys. zł rocznie, w roku ubiegłym prawie połowę więcej. Z kolei urząd gminy i miasta w Tuliszkowie w 2010 r. przeznaczył na dowożenie 377 tys. zł. a w 2012 r. ponad 507 tys. zł. W 2010 r. w Wejherowie na transport wydano 150 tys. zł, a dwa lata później ponaddwukrotnie więcej.
W Gdańsku na ten cel miasto co roku wydaje około 3,3 mln zł.
– W tym roku szkolnym dowożonych jest 459 uczniów mieszkających powyżej trzech lub czterech kilometrów od szkoły. Do tego 337 uczniów niepełnosprawnych – potwierdza Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta miasta Gdańska.
Podobna sytuacja jest w Łodzi, która w 2010 r. na transport uczniów przeznaczyła około 560 tys., a w 2012 r. o 174 tys. zł więcej.
Duże kwoty na ten cel wydaje też Poznań. Tam w 2010 r. na dowożenie wydawano 7,2 mln zł, a w 2012 r. o 1,5 mln zł więcej. Liczba dowożonych dzieci rośnie i wynosi już około 900. W Kartuzach przed dwoma laty dowożono 746 uczniów, a obecnie o blisko 100 więcej.

Do szkoły pod górkę

Kłopotliwy jest nie tylko dojazd do szkoły, lecz także powrót. – Z tej możliwości korzysta coraz więcej uczniów, a nie mamy tyle środków, aby np. zwiększyć częstotliwość przyjazdu autobusów. Dzieci, które wcześniej skończą zajęcia, muszą czekać na pozostałe. Dopiero wtedy są zabierane do domu – potwierdza Marek Olszewski.
Przyznaje, że dla uczniów dowożenie do szkół i przedszkoli jest często męczące.
– Trzeba zapewnić im miejsce w świetlicy i opiekunów w czasie oczekiwania na autobus i w trakcie transportu – wyjaśni Ewa Józefowicz, dyrektor Gimnazjum nr 21 w Gorzowie Wielkopolskim. Według niej większe możliwości rozwoju, w tym dostępu do nauki, mają uczniowie z dużych aglomeracji, gdzie szkół jest więcej, a odległość często nie przekracza pół kilometra.
Rządowy projekt nowelizacji ustawy z 7 września 1991 r. o systemie oświaty (t.j. Dz.U z 2004 r. nr 256, poz. 2572 z późn. zm.), który jest obecnie rozpatrywany w Sejmie, przewiduje rozszerzenie grupy uprawnionych do transportu organizowanego przez gminy. Jeśli droga dzieci do szkoły będzie niebezpieczna, bo np. prowadzi przez las lub ruchliwą ulicę gminną, na wniosek opiekuna będzie można taki transport zorganizować. Obecnie nie jest to możliwe, bo regionalne izby obrachunkowe kwestionują wydatki gmin na cele, które nie są przewidziane przez przepisy.