Przyszli studenci, którzy nie zawrą kontraktu przed 1 października, zostaną skreśleni z list osób przyjętych. Nie będą blokować miejsc innym chętnym.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) chce, aby uczelnie zawierały umowy już z przyjętymi kandydatami na studia. Propozycja ta nie odpowiada ani studentom, ani szkołom wyższym. Takie dokumenty miały chronić interesy uczących się. Ci jednak wcale nie chcą ich podpisywać.
Zawieranie umów między studentami a szkołami wyższymi / DGP

Dyskusyjny termin

Ustawa z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 164, poz. 1365 z późn. zm.) narzuca obowiązek zawierania umów ze wszystkimi studentami, zarówno z płacącymi za studia, jak i tymi, którzy uczą się bezpłatnie. Przepisy nie określają terminu, w jakim powinna być ona sygnowana.
Zgodnie z porozumieniem między Parlamentem Studentów Rzeczypospolitej Polskiej (PSRP) a Konferencją Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) to samorząd studentów każdej uczelni miał ustalić warunki regulujące kwestie umów.
– Jednak nie wszystkie przedstawicielstwa zadbały o interesy kształcących się i niektóre ich nie określiły – tłumaczy Tomasz Lewiński z programu monitorującego szkoły wyższe Watchdog.edu.pl.
Dlatego część uczelni publicznych zwlekała z wprowadzeniem umów. Decydowały się na nie dopiero, gdy osoba kształcąca się na studiach stacjonarnych musiała uiścić opłatę.
– Wtedy jednak student nie ma możliwości nie zgodzić się na warunki kontraktu – dodaje Tomasz Lewiński.
Przekonuje, że jeśli osoba na trzecim roku musi na przykład powtarzać zajęcia, żeby zaliczyć semestr, co wiąże się z opłatami, jest postawiona przed faktem dokonanym. W takiej sytuacji niewyrażenie zgody na propozycję uczelni i niezawarcie umowy byłoby równoznaczne z rezygnacją z dalszej nauki i przerwaniem studiów.

Jednakowe zasady

Aby ujednolicić praktykę szkół wyższych, resort nauki chce, aby kontrakty były zawierane z osobami zakwalifikowanymi na studia. Taką zmianę zaproponował w projekcie założeń do nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym. Jest po konsultacjach i czeka na dalsze prace legislacyjne. Nowa regulacja pociąga za sobą dodatkowe konsekwencje.
– Zawarcie umowy z przyjętym kandydatem nie jest dobrym pomysłem – uważa Piotr Müller, przewodniczący PSRP.
Argumentuje, że maturzyści obecnie aplikują nawet na kilkanaście kierunków. Zgodnie z zaproponowanym wymogiem uczelnia miałaby obowiązek zawarcia kontraktu z każdym zakwalifikowanym kandydatem, a przecież te osoby często zmieniają decyzję w momencie dostania się na inne studia.
– To nadmiar biurokracji – uzupełnia Tomasz Lewiński.
Co więcej, zgodnie z propozycją MNiSW brak takiej umowy byłby równoznaczny z rezygnacją ze studiów. Obecne rozwiązanie nie pociąga za sobą aż takich skutków.



Rektorzy przeciwko

Pomysł resortu nauki nie odpowiada też rektorom. KRASP nie chce, aby narzucać uczelniom obowiązek podpisywania umów z kandydatami.
– Na razie nie wiemy, kogo konkretnie miałoby to dotyczyć, czy jedynie osób zakwalifikowanych na uczelnię, czy tylko tych wpisanych już na listę ostatecznie przyjętych – zastanawia się prof. Wiesław Banyś, rektor Uniwersytetu Śląskiego (UŚ) w Katowicach, przewodniczący KRASP.
Wyjaśnia, że w przypadku UŚ różnica w liczbie między przyjętymi kandydatami a studentami to kilka tysięcy. Nawet jeśli MNiSW chodzi o tych ostatecznie zakwalifikowanym na konkretny kierunek, oznacza to, że uczelnia najpierw musiałaby podpisać umowę z kandydatem, a później z osobą, która podjęła kształcenie.
– To już nieporozumienie – ocenia rektor UŚ.
Zdaniem KRASP prawo nie powinno nakładać obowiązku zawierania kontraktu, który i tak większości studentów nie będzie dotyczyć.
– To brak zaufania do uczelni publicznej – uważa prof. Wiesław Banyś.
Jednak nie wszystkie uczelnie krytykują pomysł resortu. Nie robią tego zwłaszcza te, które już obecnie oferują umowy przed 1 października.
– To dobra propozycja. W tym roku akademickim dokumenty były najczęściej podpisywane podczas dni adaptacyjnych, czyli tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego – mówi Izabela Wołczyńska z Uniwersytetu Warszawskiego.

Brak zainteresowania

Resort nauki rozważa też, czy zamiast wymogu zawierania umów z kandydatami nie wprowadzić obowiązku podpisywania ich w ciągu 30 dni od rozpoczęcia roku akademickiego.
– Ten pomysł jest zdecydowanie bardziej trafiony – przekonuje prof. Wiesław Banyś.
Dodaje, że uczelnie nie unikają zawierania kontraktów. Ich podpisanie w określonym terminie zależy od woli studentów. Ci robią to niechętnie. Proponowane zmiany wymuszą i nałożą na nich dodatkowy obowiązek.
– Sami studenci nie zawsze są zainteresowani umowami – przyznaje Piotr Müller.
Warto rozważyć dodatkowe sankcje
Marcin Chałupka, prawnik specjalizujący się w szkolnictwie wyższym
Proponowana przez resort nauki zmiana przewiduje podpisywanie umowy z przyjętym kandydatem na studia, czyli osobą, która ich nie rozpoczęła. Być może uczelnie do takiej umowy mogłyby wprowadzać sankcje finansowe za np. niepodjęcie kształcenia bez ważnego powodu. Szkoła przecież w momencie przyjęcia kandydata rezerwuje dla niego miejsce i ponosi koszty, zakładając, że będzie jej studentem. To wymagałoby odejścia od wąskiej interpretacji, że warunki odpłatności określane umową to praktycznie tylko kwota, raty i terminy ich uiszczania. Umowa zawarta z kandydatem mogłaby działać też w drugą stronę. Mianowicie uprawniać niedoszłego studenta do odszkodowania w momencie, gdy szkoła wyższa nie uruchomi zapowiadanego kierunku. Jednak resort nauki nadal nie przewidział sankcji za niespełnienie nowego wymogu – terminu.
Etap legislacyjny
Projekt założeń do ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym