Samorządy dostaną okres przejściowy na likwidację dwuzmianowości w szkołach. Tylko wtedy będą mogły liczyć na dodatkowe środki z subwencji oświatowej.
Wydatki na oświatę / Dziennik Gazeta Prawna
Dziś odbędzie się kolejne spotkanie Anny Zalewskiej, minister edukacji narodowej, z przedstawicielami związków zawodowych. Ich tematem będzie status zawodowy pracowników oświaty. Rozmowy mają dotyczyć obecnych zasad finansowania zadań oświatowych, a także kolejnych propozycji na 2019 r. Będzie też mowa o uproszczeniu systemu wynagradzania nauczycieli i kwestiach związanych ze szkolnictwem zawodowym.
Komfort pracy
Z naszych informacji wynika, że MEN chce ponownie zdefiniować pojęcie małej szkoły. Takie placówki będą mogły liczyć na dodatkowe środki. Pieniądze popłyną również do tych samorządów, które zlikwidują naukę na zmiany. Ekstrapremia będzie się należała, jeżeli klasy nie będą przepełnione.
– Pani minister jest bardzo zdeterminowana do wprowadzenia takiej regulacji, a my ją w tym w pełni popieramy – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Samorządy martwią się jednak, że nie wywiążą się z takich zobowiązań. Dotyczy to głównie dużych miast, takich jak Kraków czy Warszawa. MEN na to również znalazł rozwiązanie. Chce dać samorządom okres przejściowy na dostosowanie się do jednozmianowości – prawdopodobnie będzie to pięć lat. Jeśli w tym czasie tego nie zrobią, będą musiały pogodzić się z niższą subwencją.
– W wielu miastach takie rozwiązanie jest wręcz niemożliwe do zrealizowania. Jeśli resort edukacji chce zapewnić uczniom lepszy komfort nauki, to niech zadba o pieniądze dla nas na to, abyśmy mogli rozbudować szkoły lub zaadoptować inne budynki na ten cel – odpowiada Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Uproszczenie średnich
Solidarność oświatowa domaga się, aby resort zlikwidował dodatki dla nauczycieli, w tym wiejski i jednorazowy dodatek uzupełniający. Chce też, aby z Karty nauczyciela zniknęło pojęcie średniej płacy. Związkowcy zarzucają bowiem Annie Zalewskiej, że mówiąc o podwyżkach, posługuje się średnimi, do których wlicza się m.in. godziny ponadwymiarowe i odprawy emerytalne.
– To fałszuje obraz o realnych zarobkach nauczycieli. Dlatego chcemy, aby zamiast średniej pozostało tylko wynagrodzenie zasadnicze, dodatek stażowy, motywacyjny i funkcyjny – wylicza Ryszard Proksa.
Tłumaczy, że przy wprowadzeniu takich zmian należy wszystkim nauczycielom w zamian za likwidację części dodatków podwyższyć pensje o 10 proc.
Anna Zalewska także opowiada się za likwidacją średnich płac, ale stawia warunek. Muszą się na to zgodzić wszystkie związki oświatowe.
Ale prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz jest przeciwny takiemu rozwiązaniu. Jego zdaniem to dzięki średniej płacy nauczyciele mają gwarancję, że gminy zapewnią im wynagrodzenie na ustawowym poziomie. Zniesienie tego bezpiecznika sprawiłoby, że pedagodzy straciliby finansowo.
Między innymi dlatego ZNP i Forum Związków Zawodowych nie będą rozmawiać z Anną Zalewską. – Proponowana tematyka dzisiejszego spotkania ignoruje żądania formułowane od stycznia 2018 r. przez FZZ i ZNP dotyczące realnego wzrostu płac nauczycieli i pracowników oświaty oraz konieczności spotkania w tej sprawie z premierem – wyjaśnia Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury w Forum Związków Zawodowych.
Solidarność, która jako jedyna chce współpracować z Anną Zalewską, domaga się natomiast, aby pensje nauczycieli były uzależnione od przeciętnego wynagrodzenia w kraju. Jeśli ono by rosło, o odpowiedni procent szłyby w górę także pensje nauczycieli. Gdyby spadało, np. w czasie kryzysu, także pedagogom płacono by mniej. Anna Zalewska przyznała, że pomysł jest ciekawy, ale nie wypowiedziała się jednoznacznie, czy go poprze.
Szkolnictwo zawodowe
Resort edukacji będzie też rozmawiać na dzisiejszym spotkaniu ze związkowcami o przyszłości szkół branżowych. Chce, aby pensum nauczycieli zawodu zrównać dla wszystkich do poziomu 20 godzin tygodniowo. Obecnie waha się ono od 22 od 25 godzin. Na reformę szkolnictwa zawodowego przeznaczone ma być 9,2 mld zł. Środki mają pochodzić ze spółek Skarbu Państwa.
– Duże firmy nie są zainteresowane prowadzeniem szkół, chcą się ograniczać do praktyk dla uczniów. To dobra informacja, bo szkoły branżowe nie będą kursami zawodu, ale normalnie funkcjonującymi placówkami oświatowymi – ocenia Proksa. Jego zdaniem wciąż nie ma pomysłu na to, jak mają funkcjonować „branżówki” na terenach, na których przemysł jest słabo rozwinięty.
Resort chce, aby to, jakie kierunki kształcenia zawodowego powinny być prowadzone, określać na poziomie województwa. Należy się przy tym kierować potrzebami przedsiębiorców.
Bat na złych dyrektorów
Oświatowa Solidarność przekonała szefową MEN do swojego pomysłu dotyczącego sposobu oceniania dyrektorów szkół przez grono pedagogiczne. Do tej pory w części placówek było tak – opowiada Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu – że dyrektor przychodził na radę pedagogiczną i pytał: kto z państwa jest za pozytywną opinią mojej pracy, proszę podnieść rękę.
– Takie sytuacje są powszechne, a przecież to farsa. Dlatego chcemy to zmienić – dodaje Ryszard Proksa. To wymaga nowelizacji prawa oświatowego. Po zmianach rada pedagogiczna będzie opiniowała pracę dyrektora szkoły w głosowaniu tajnym. Dodatkowo wybór kandydatów do komisji konkursowej oceniającej kandydatów na stanowiska dyrektorskie będzie odbywał się w tym samym trybie. Według naszych informatorów projekt nowelizacji prawa oświatowego przedstawią posłowie PiS już na najbliższym posiedzeniu Sejmu.