Środki na naukę i szkolnictwo wyższe będą mniejsze, niż chciało MNiSW, jednak placówki i tak dostaną więcej, niż wynikałoby to z obowiązujących regulacji.
Ponad dwa lata trwały prace nad Konstytucją dla Nauki, zanim trafiła pod obrady rządu. W toku konsultacji twórcy reformy uwzględnili gros uwag. Wersja, którą wczoraj przyjęła Rada Ministrów, różni się nie tylko od tej pierwotnie przedstawionej, ale odbiega także od propozycji zaprezentowanej pod koniec stycznia tego roku.
Przede wszystkim do samego końca uzgadniane były kwestie dotyczące finansowania. W projekcie ustawy 2.0 zapisano systematyczny wzrost nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe – do 1,8 proc. PKB w 2025 r. Ministerstwo Finansów od początku krytycznie podchodziło jednak do tej propozycji. Oceniało, że wdrożenie proponowanych rozwiązań spowodowałoby konieczność zmniejszenia puli środków na realizację dotychczasowych zadań lub zwiększenia planowanego deficytu budżetu państwa, ewentualnie zapewnienia systemowego wzrostu wpływów z podatków. W efekcie wypracowanego kompromisu osiągnięcie poziomu finansowania nauki do 1,8 proc. PKB ma zostać odłożone w czasie. W projekcie zmieniono również sposób planowania wydatków na naukę i szkolnictwo wyższe. Po wejściu w życie ustawy środki finansowe będą waloryzowane co roku w całości. Co to w praktyce oznacza? – Uczelnie dostaną mniej pieniędzy w stosunku do tego, co przewidywał pierwotny projekt, jednak więcej niż wynikałoby to z regulacji obowiązujących obecnie. Na pewno więc szkoły wyższe na tej reformie zyskają – mówił wicepremier Jarosław Gowin podczas wczorajszej konferencji.
Eksperci nie kryją jednak zawodu takim obrotem sprawy. – Wydłużenie perspektywy wzrostu nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe może odsunąć w czasie osiągnięcie niektórych celów reformy. Trudno zakładać, żeby uczelnie zwiększyły przychody z innych źródeł o tyle, aby sfinansować duże projekty rozwojowe. To oznacza także zwiększenie presji rywalizacji o środki z dotacji pozastatutowych – podkreśla Tomasz Lewiński z Fundacji na rzecz Jakości Kształcenia.
Na osłodę udało się jednak wywalczyć zwiększenie przyszłorocznego budżetu przeznaczonego na naukę i szkolnictwo wyższe o 700 mln zł. – Uczelnie publiczne otrzymają też w przyszłym roku dodatkowo trzy miliardy złotych w obligacjach Skarbu Państwa. Przyszłoroczne nakłady na naukę i szkolnictwo wyższe wzrosną więc o 3,7 mld zł – podkreślił wicepremier Gowin.
Podczas konferencji zapewnił także, że środowisko akademickie ma gwarancję podwyżek. Jednak, jak podkreślił, o ich wysokości zdecyduje rząd w drugiej połowie roku.
W projekcie zmieniono też zapis uzależniający pensje na uczelniach od przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Teraz mają być zależne od minimalnej miesięcznej płacy profesora. Jej wysokość ma określić minister nauki i szkolnictwa wyższego w drodze rozporządzenia. – Propozycja wychodzi naprzeciw zastrzeżeniom ministra finansów dotyczącym ryzyk związanych z łączeniem pensji w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego z płacą minimalną lub średnim wynagrodzeniem – wyjaśnia Piotr Stec z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. W jego ocenie zaproponowany w projekcie mechanizm jest co do zasady dobry, jednak bazowe zarobki profesora pozostają niewiadomą. – Nie wiemy zatem, jaki jest punkt odniesienia – dodaje.
Ustawa 2.0 trafi teraz do Sejmu. Pytanie, w jakim kształcie z niego wyjdzie. Nie jest bowiem tajemnicą, że niektórzy posłowie PiS są nieprzychylni projektowi. W tym gronie są Ryszard Terlecki czy Włodzimierz Bernacki. Minister Gowin pytany, jak jego zdaniem potoczy się proces prac parlamentarnych, zapewnił, że nie przewiduje żadnych komplikacji. – Opinie wśród polityków PiS są podzielone, jednak na szczeblu kierownictwa koalicji zapadła decyzja, że projekt ma być procedowany jak najszybciej – zapewnił.
Etap legislacyjny
Projekt przyjęty przez rząd