- Radę uczelni będzie wybierał senat szkoły wyższej. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś z zewnątrz spojrzy na jej funkcjonowanie. Wprost przeciwnie, pozwoli to na pełniejszą ocenę poprawności działania uczelni i jej mechanizmów zarządczych - mówi Piotr Müller, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Piotr Müller, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego / Dziennik Gazeta Prawna
Konsultacje ustawy 2.0 dobiegają końca. Czy po konferencji uzgodnieniowej zaszły w projekcie jakieś istotne zmiany?
Planujemy wprowadzenie kilku poprawek. Jedną z nich, na którą nalegało Ministerstwo Edukacji Narodowej, jest rezygnacja z zapisu, zgodnie z którym egzaminy wstępne na studia mogły sprawdzać kompetencje weryfikowane podczas matury. Z tego rozstrzygnięcia ostatecznie się wycofujemy. Czyli pozostawimy możliwość przeprowadzenia egzaminu wstępnego na każdym kierunku studiów, ale nie z zakresu, który sprawdzała uprzednio matura.
Wdrażamy też niektóre zmiany zasugerowane podczas konsultacji społecznych. Jedną z nich jest możliwość nadawania doktoratów w dziedzinach, a nie tylko dyscyplinach naukowych. Przykładowo będzie można uzyskać tytuł doktora nauk społecznych, jeżeli praca będzie miała charakter interdyscyplinarny. To rozwiązanie to ukłon w kierunku środowisk, które działają na wielu płaszczyznach naukowych.
Pozostałe poprawki mają w dużej mierze charakter porządkowy. Do rozwiązania pozostają także kwestie dotyczące finansowania. One rozstrzygną się już jednak na etapie prac Rady Ministrów.
O ile środowisko naukowe, z kilkoma wyjątkami, jest raczej przychylne projektowi ustawy 2.0, o tyle wielu polityków partii rządzącej wypowiada się o nim krytycznie. W tym gronie jest Ryszard Terlecki, przewodniczący klubu PiS, czy poseł Włodzimierz Bernacki, który stwierdził niedawno, że projekt jest w znacznej części niezgodny z punktem widzenia Prawa i Sprawiedliwości. Co pan na to?
To są głosy tylko części posłów. I to tylko świadczy o tym, że w samym PiS są różne wizje funkcjonowania szkolnictwa wyższego. Nie zgodzę się natomiast z twierdzeniem, że projekt jest niezgodny z programem partii. Zakłada on przecież likwidację w każdym obszarze życia społecznego zbędnych przywilejów i uczciwe nagradzanie za pracę. Ustawa 2.0 realizuje ten postulat m.in. przez przepisy odblokowujące kariery młodych naukowców, zwiększenie wynagrodzeń oraz stworzenie zasad uczciwej oceny jakości badań naukowych. Podobna sytuacja miała miejsce kilka lat temu, gdy uwalniany był dostęp do zawodów prawniczych. Celem PiS jest też zrównoważony rozwój w różnych sferach życia. My realizujemy go przez regionalne inicjatywy doskonałości i inne programy skierowane do uczelni regionalnych. Uczelnie te wyraziły zresztą oficjalne poparcie dla projektu reformy. Generalnie dyskusja koncentruje się wokół dwóch czy trzech kwestii, które budzą emocje. Nie jest natomiast kwestionowana zasadność reformy ani jej kierunek.
Jednym z tych punktów zapalnych jest nowy organ – rada uczelni. Jest on często określany jako ciało obce, większość bowiem osób w niej zasiadających ma być spoza uczelni.
Radę uczelni będzie wybierał senat szkoły wyższej. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś z zewnątrz spojrzy na jej funkcjonowanie. Wprost przeciwnie, pozwoli to na pełniejszą ocenę poprawności działania uczelni i jej mechanizmów zarządczych. W większości spraw ostateczną decyzję będzie podejmował senat. Mówiąc szczerze, obawa przed wpuszczeniem osób z zewnątrz rodzi podejrzenia, że uczelnia ma coś do ukrycia. Inaczej nie umiem tego wytłumaczyć.
Jeszcze raz podkreślę, że rada nie jest żadnym zagrożeniem. Takie organy są standardem na uczelniach zachodnich. Co więcej, w całości składają się one z osób spoza jednostki naukowej. My tak daleko nie idziemy. Zależy nam, aby te kilka osób z zewnątrz w różnorodny sposób pomagało uczelniom w ich lepszym działaniu.
A jak resort odnosi się do propozycji wprowadzenia do rady uczelni przedstawiciela ministerstwa?
Z jednej strony zarzuca się nam, że rada uczelni miałaby ograniczyć jej autonomię, a z drugiej – często te same osoby sugerują wprowadzenie do niej przedstawiciela wskazywanego przez polityka. Uważam, że takie rozwiązanie byłoby zgodne z konstytucją. W wielu krajach ono też funkcjonuje. W naszych realiach nie zdałoby jednak egzaminu. Dlatego nie wprowadzimy takiego przepisu.
Kolejny zarzut, który często pada, jest związany z pozycją rektora. Projekt przyznaje mu dużą władzę, a niektórzy mówią nawet o dyktaturze.
Czy jeżeli w Polsce premier ma szerokie kompetencje umożliwiające mu sprawne zarządzanie państwem, to też mamy do czynienia z dyktaturą? Żeby rząd mógł dobrze funkcjonować, potrzebna jest osoba, która będzie podejmowała decyzje w trudnych sprawach, tak aby nie grzęzły one w organach kolegialnych. Analogicznie jest w szkolnictwie wyższym. Kluczowe decyzje podejmuje senat, to bowiem on uchwala statut i istotne regulacje w uczelni, jednak silne kompetencje ma rektor. Jest to konieczne dla sprawnego zarządzania uczelnią. W tej chwili, jeżeli na wydziale dochodzi do nieprawidłowości, to rektor ma związane ręce. Obecnie funkcjonuje model federacji wydziałów, który nie sprzyja rozwojowi całej jednostki. Dlatego w projekcie wzmacniamy pozycję rektora jako osoby zarządzającej uczelnią, która jest ograniczona regulacjami ustawowymi oraz statutowymi przyjętymi przez senat.
Nie wszystkim podoba się pomysł, zgodnie z którym profesor uczelniany nie będzie musiał mieć habilitacji, wystarczy już doktorat.
W Polsce średni wiek uzyskiwania samodzielności naukowej wynosi 46 lat. Na zachodzie to 10 lat mniej. Taka sytuacja powoduje, że najzdolniejsi emigrują z kraju. Nie chcą przez 15 lat nosić teczki za swoim profesorem, często będąc już lepszymi od niego.
Rozwiązanie, które wprowadzamy, ma na celu skrócenie ścieżek kariery osobom, które szybciej osiągają postępy w nauce czy dydaktyce. Przy awansie powinny liczyć się kompetencje, a nie układy.
Jedni uważają oczywiście, że habilitacja jest takim obiektywnym sprawdzaniem. Jednak naszym zdaniem bardziej miarodajne jest to, czy ktoś prowadzi wysokiej jakości badania naukowe, jest cytowany na świecie lub jest świetnym dydaktykiem.
W naszej ocenie habilitacji w ogóle nie powinno być w systemie. Sama Komisja Europejska uważa, że jest ona jednym z elementów blokujących awans zawodowy. Ale zawarliśmy konsensus i habilitacja zostaje na zasadzie dobrowolności.
Słyszał pan, że regionalne inicjatywy doskonałości są nazywane zasiłkiem pogrzebowym dla małych uczelni?
Nie. I kompletnie tego nie rozumiem. Środki z tego programu to są dodatkowe pieniądze, których w systemie obecnie nie ma. Ustawa przewiduje też stopniowy wzrost nakładów na naukę.
Padają argumenty, że projekt zabiera więcej uczelniom regionalnym, niż daje.
Nie zgadzam się z tym. Ustawa nie zawiera żadnych przepisów, które odbierałyby małym ośrodkom pieniądze.
Ustawa 2.0 pomija kwestię otwartego rozpowszechniania wiedzy naukowej, także poza środowiskiem akademickim. Co resort zamierza z tym zrobić?
To jest trudny temat. Jesteśmy zwolennikami wprowadzania otwartego dostępu do nauki, z drugiej strony są bariery wynikające z praw autorskich, ochrony patentowej, tajemnicy przedsiębiorcy i pewnej niechęci samego środowiska akademickiego.
Przecież to jego przedstawiciele piszą do resortu listy w tej sprawie.
Niektórzy jednak są przeciwko, wstydzą się bowiem swoich osiągnięć. Na pewno zrobimy wszystko, żeby poszerzyć ten dostęp. Na spotkaniu z Obywatelami Nauki w tej sprawie poprosiłem o przygotowanie konkretnych przepisów, które moglibyśmy implementować.
Pięciu wybitnych polskich informatyków opublikowało niedawno list w sprawie kryteriów oceny publikacji z dziedziny informatyki. Uważają oni, że ministerialna lista czasopism powinna zawierać również konferencje informatyczne. Publikacje konferencyjne są bowiem ignorowane przez obecny system oceny, co nie służy polskim informatykom.
Uwzględnimy tę kwestię w rozporządzeniu dotyczącym ewaluacji nauki. Ten przykład pokazuje, jak trudne jest przygotowanie aktu prawnego, który byłby odpowiedni dla wszystkich. Uważam, że nam się to udało. Natomiast specyfikę poszczególnych dyscyplin będziemy musieli uwzględnić na poziomie aktów wykonawczych.
Teraz kluczowe będą właśnie rozporządzenia, bo to od nich wiele będzie zależeć. Kiedy zaczniecie je konsultować?
Część aktów wykonawczych zostanie udostępniona w marcu, kiedy opublikujemy ostateczną wersję projektu. Pracujemy jeszcze nad rozporządzeniami finansowymi, wychodząc naprzeciw postulatom zgłaszanym przez uczelnie regionalne. Chcemy jak najlepiej dostosować algorytm podziału środków. Przeprowadziliśmy już wstępne symulacje, czekamy tylko na decyzję rządu w zakresie finansowania. Po Radzie Ministrów będziemy wiedzieć, na jaki wzrost nakładów możemy liczyć. Od tego uzależniamy kształt aktów wykonawczych w tym zakresie.
Jak wygląda harmonogram działań na najbliższe miesiące?
Zakładamy, że projekt trafi na początku marca na Komitet Stały Rady Ministrów i jeszcze w tym samym miesiącu zostanie skierowany do Sejmu. Tam będziemy wnioskować o przeprowadzenie wysłuchania publicznego. Ważne jest, aby projekt został podpisany przez prezydenta do końca maja, nowe regulacje mają bowiem zacząć obowiązywać od 1 października 2018 r. Nie wejdą one jednak w życie jednocześnie, ale systematycznie w kolejnych latach. Przez pierwszy rok uczelnie będą dostosowywać swoje statuty do nowych regulacji. Ustawa ma przyspieszyć zmiany na uczelniach, które i tak muszą nastąpić. W przeciwnym wypadku będziemy tracić pozycję na świecie.
Rozwiązanie, które wprowadzamy, ma na celu skrócenie ścieżek kariery osobom, które szybciej osiągają postępy w nauce. Przy awansie powinny liczyć się kompetencje, a nie układy