Marcin Kędzierski, dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, wyraził zdumienie z powodu mojego artykułu pt. „Czy szkoła wyższa powinna być korporacją? Reforma Gowina przywróciła spór o podstawowe wartości” (DGP 4 listopada 201 7 r .), poświęconego sporowi o model wyższych uczelni. Przeczytałem w ostatnią środę przed Nowym Rokiem („Kędzierski: Już nigdy nie będzie takich uniwersytetów”), że niepotrzebnie wspieram Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej (KKHP). Zwłaszcza że wiele razy „obrażał on rozmówcę”, podczas gdy wiceminister nauki Piotr Dardziński na spotkaniu w Teologii Politycznej udzielał „rzeczowych odpowiedzi”.
Zamiast wyrazów zdumienia i etykietek oczekiwałbym w dość długim tekście rzeczowej polemiki. Przy czym pan dyrektor mógłby choć rozróżnić moje poglądy od opinii rzeczonego komitetu. Nie robi tego, zresztą niczyich opinii nie przytacza. Wyraża zaufanie dla resortu ministra Jarosława Gowina i niechęć do mnie i do Aleksandra Temkina z KKHP. Zaufanie i niechęć, jeśli pozbawione uzasadnień, muszą pozostać sferą wiary.
Podtrzymuję przekonanie, że resort mógł traktować komitet jako poważnego partnera, a nie grupę ludzi, której się konsekwentnie unika. Uwaga pana dyrektora, że przecież przyjęto niektóre postulaty KKHP, o tyle jest zabawna, że kilka najbardziej spornych owszem, przyjęto, ale już po napisaniu mojego tekstu. Zresztą mnie najbardziej chodziło o styl, pełen wyższości i arogancji. Odpowiedzią stał się na koniec, to też przyznaję, populistyczny radykalizm pana Temkina.
Dyrektor Kędzierski ogranicza się do paru frazesów, takich jak myśl, że „nauka się globalizuje”, a studentów będzie coraz więcej (jak rozumiem, nie w sensie liczb bezwzględnych, bo mamy niż, lecz procentowo, jako odsetek kolejnych roczników). Czytam też u niego, że takich uczelni, jakich chciałbym ja i Temkin, „już nie będzie”. Użyłem sformułowania „wspólnota” i tak, przyznaję się: jestem za tym, aby szkoły wyższe zachowały wspólnotowy charakter. W moim przekonaniu nie jest to sprzeczne z postulatem ich większej efektywności ani z niektórymi reformatorskimi zamysłami. Także tymi, które ostrożnie chwaliłem, jak choćby piętrowy program finansowy zwany „inicjatywą doskonałości”, pozwalający aspirować do większych pieniędzy najlepszym uczelniom, ale też podciągać się średniakom.
Rad bym się zarazem, tytułem przykładu, dowiedzieć, czy atrybutem uczelni przyszłości musi być skomplikowana, zhybrydyzowana konstrukcja ich władz? I przewaga rektorów nad ciałami kolegialnymi? I czy istotnie dopuszczenie do zarządzania nimi ludzi z zewnątrz (jako członków tzw. rad) to bardziej droga do zaproszenia do współpracy mądrych doradców, czy otwarcia się na lokalne interesy i układy? Możliwe, że zostałbym przekonany, ale tekst pana Kędzierskiego nawet nie markuje debaty.
Na jedno chciałbym zwrócić na koniec uwagę. Spostrzeżenie, że nauka się globalizuje, jest generalnie słuszne. Niemniej dotyczy nauk ścisłych i technicznych w stopniu większym niż humanistyki. Tej ostatniej naturalnie też, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy w naukach społecznych nie inwestuje się w tematykę krajową, dotyczącą własnego podwórka.
Owo pytanie Temkina, co się bardziej będzie opłacać w nowym systemie: badać reprywatyzację czy gender, może przesadnie wyostrzone, jest zasadne. Stąd mój dystans wobec metody ewaluacji, kiedy to głównym kryterium może być obecność naukowców w rejestrze tak zwanych międzynarodowych wydawnictw. I stąd troska o to, aby istniały wydziały, które badania na użytek krajowy podtrzymują, nawet wbrew wołaniom o wielkoświatowość.
Jednostronnie menedżerska pasja dyrektora Kędzierskiego utrudnia mu zapewne dostrzeżenie innych pytań (piszę „zapewne” z powodu braku konkretów w tekście). Oto resort Gowina podobno rezygnuje, pod presją KKHP, z przepisu pozwalającego likwidować kierunek studiów z powodu jego ekonomicznej „nieprzydatności”. Długo się przy nim upierał. Pominę już spór, czy to zapis słuszny, ale oddanie takiego prawa ministerstwu bez żadnych mechanizmów kontrolnych groziło stosowaniem go z intencją polityczną. Nie podejrzewam o takie intencje Gowina, ale nie jest on jako minister wieczny. Była już władza, która w odwecie za konkretną publikację chciała nasyłać kontrole na UJ. Także i z tych powodów autonomia środowiska akademickiego jest wartością.