Rok szkolny trwa w najlepsze, a szefowie placówek wciąż borykają się ze znalezieniem pedagogów. Mimo że oferują zatrudnienie na cały bądź na pół etatu.
Nauczyciele w samorządowych szkołach / Dziennik Gazeta Prawna
Dane mówiące o tym, ilu nauczycieli straciło pracę wskutek wdrażania reformy oświatowej, mają być znane w październiku. Z sondy przeprowadzonej przez DGP wynika jednak, że w kuratoriach nie brakuje ofert dla pedagogów, i to głównie na cały bądź pół etatu. Dyrektorzy placówek, mimo rozpoczętego roku szkolnego, walczą z brakami kadrowymi.
Zatrudnię na etat
W Wielkopolsce nadal poszukiwanych jest 107 nauczycieli. Z tego 17 szkół oferuje zatrudnienie na pełny etat (18 godzin pensum), a 46 ponad pełen etat.
– Dla polonistów mamy 27 ofert, specjalistów wychowania przedszkolnego – 24, anglików – 22, matematyków – 19 – wylicza Krzysztof Błaszczyk, wicekurator oświaty w Poznaniu.
W Warszawie najwięcej ofert na pełen etat dotyczy wychowania przedszkolnego – praca czeka na 250 nauczycieli.
– Z roku na rok przedszkola z 3-letnich placówek stały się 4-letnimi, stąd nadwyżka popytu nad podażą. W szkołach podstawowych potrzebni są bibliotekarze, nauczyciele języków obcych, a w wyższych klasach i liceach – matematycy, informatycy, fizycy – tłumaczy Katarzyna Pienkowska ze stołecznego ratusza.
Podobnie jest we Wrocławiu. Tam samorządowi dyrektorzy również najczęściej poszukują nauczycieli wychowania przedszkolnego.
– Jeszcze we wrześniu szefowie szkół, najczęściej na pełny etat, nauczycieli matematyki, techniki oraz wspomagających – dla uczniów z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego wydanego ze względu na autyzm lub zespół Aspergera – mówi z kolei Ryszard Stefaniak, wiceprezydent Częstochowy.
(Bez)pośrednio
Okazuje się jednak, że zatrudnienie pedagoga nie jest proste. Z dwóch powodów.
Po pierwsze, przyczynia się do tego procedura związana ze zgłaszaniem zapotrzebowania na nauczycieli. Stworzono ją po to, by w pierwszej kolejności pracę mogły znaleźć te osoby, które straciły ją w innej, likwidowanej lub wygaszanej placówce. Dyrektor nie może bezpośrednio zatrudnić osoby, która np. zgłosi się do szkoły lub jest przez kogoś polecona. Wcześniej musi poinformować kuratorium o wakacie. Te odpowiedzialne są bowiem za prowadzenie rejestru z informacjami o wolnych stanowiskach. A przepisy wskazują, że zwolnieni nauczyciele mają pierwszeństwo w zatrudnieniu.
– Tyle że za niezastosowanie się do regulacji nie przewidziano żadnej sankcji – podkreśla Elżbieta Rabenda, ekspertka z listy MEN, niezależna specjalistka ds. oświaty. – Dyrektor jest autonomiczny i w jego decyzje pracownicze nie może ingerować kurator – uzupełnia.
– Mimo listy ofert prowadzonych w kuratoriach, do dyrektorów nie zgłaszają się lawinowo kandydaci – wskazuje Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
To zamieszanie powoduje, że dyrektorzy zwlekają z zatrudnieniem osób, bo nie mają pewności, czy robią to zgodnie z prawem. Cała procedura więc się przedłuża.
Odchodzą i przychodzą
Po drugie, samorządy i dyrektorzy placówek borykają się z ciągłą migracją nauczycieli, zwłaszcza w dużych miastach. Powód? Przepisy nie gwarantują im stałego zatrudnienia, a wynagrodzenie nie jest zróżnicowane. Zgodnie bowiem z art. 10 ust. 7 ustawy z 26 stycznia 1982 r. Karta nauczyciela (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 1189), z nauczycielem kontraktowym, mianowanym i dyplomowanym rozpoczynającym pracę w trakcie roku szkolnego stosunek pracy nawiązuje się na podstawie umowy na czas określony. W efekcie nauczyciele pracują na umowach terminowych i mogą je rozwiązać w ciągu dwóch tygodni. Jeśli więc ktoś znajdzie lżejszą pracę za takie same pieniądze, natychmiast zmienia pracodawcę.
Tak dzieje się głównie w bibliotekach. Przykłady? Szkoła Podstawowa nr 222 w Warszawie. Na początku września została zatrudniona nowa nauczycielka. Po dwóch tygodniach odeszła do lepszej pracy, a placówka wciąż ma wakat.
– Niestety nauczyciele w bibliotece pracują bardziej fizycznie niż umysłowo. Dodatkowo muszą zajmować się głównie wydawaniem darmowych podręczników – mówi Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
– Nie ma się co dziwić, że nauczyciel kalkuluje i jeśli znajdzie pracę w kameralnej szkole, a nie w molochu, to bez wahania ją zmieni, skoro wynagrodzenie i czas pracy dla wszystkich jest taki sam, a pracy znacznie mniej – dodaje.
Na podobne kłopoty narzekają na Podlasiu – tam bibliotekarze są poszukiwani w 17 szkołach. Tomasz Sanecki z Urzędu Miejskiego w Bytomiu mówi, że prócz fizyków i chemików także u nich brakuje rąk do pracy w bibliotekach.
– Jak widać przepisy nigdy nie są doskonałe, a brak stabilności zawodowej przysparza potem wiele kłopotów. Jej poczucie jest w tym zawodzie bardzo ważne – kwituje Marek Pleśniar.