Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 roku?” Tak brzmi treść pytania, które miało zostać zadane w plebiscycie. Całej akcji patronuje Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ta sama osoba, która chętnie bierze udział w marszu KOD, i ta sama, która tak samo gorliwie sprzeciwiała się tworzeniu gimnazjów, jak teraz gorliwie chce walczyć o ich zachowanie. Śmieszy mnie mówienie w niektórych stacjach telewizyjnych, że można jeszcze wycofać się z tej reformy. Nie było egzaminu dla szóstoklasistów w szkole podstawowej, ale to nic nie szkodzi.



Nauczyciele otrzymali wypowiedzenia umów o pracę i część z nich znalazła ją sobie w innych placówkach, ale to też nie jest problem. Rodzice mniej lub bardziej oswoili się z tym, że ich dzieci idą do siódmej klasy szkoły podstawowej, a nie do pierwszej klasy gimnazjum – to również można zmienić. Proces tworzenia nowej sieci szkół został przeprowadzony z końcem marca – to tylko mała niedogodność. Podręczniki i nowa podstawa programowa się drukują – maszyny zawsze można zatrzymać.
Mówienie teraz o referendum jest idiotycznym pomysłem. Sam byłem przeciwny temu, aby reforma wchodziła w tym roku. Uważałem, że powinna wejść za rok, aby na spokojnie można było się ze wszystkim uporać i przygotować podstawówki na utworzenie pracowni chemicznych czy fizycznych. Ale z takimi apelami można było wychodzić w czerwcu 2016 r., kiedy po raz pierwszy Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, ogłosiła, że wygasi gimnazja i stworzy ośmioklasowe szkoły podstawowe. Wtedy trzeba było robić akcje i w listopadzie przyjść z blisko milionem podpisów od rodziców, którzy chcą się wypowiedzieć, czy uważają, że gimnazja trzeba zlikwidować czy też nie.
Sami inicjatorzy zdają sobie sprawę, że nie będzie referendum, bo to jest fizycznie niemożliwe, ale pod koniec roku szkolnego można narobić trochę fermentu i zbić parę punktów procentowych. Smutne jest to, że cała ta akcja odbywa się kosztem rodziców i uczniów, którym często się wmawia, że będą mieć gorzej, niż mieli. Osobiście uważam, że likwidacja gimnazjów była konieczna, ale cały ten proces powinien zostać uruchomiony za rok, a nie już w tym roku po wakacjach.
Rządzący są teraz oczywiście w niezręcznej sytuacji, bo PiS krytykował koalicję PO–PSL za to, że wyrzuciła do kosza głosy rodziców, którzy byli za pozostawieniem sześciolatków w przedszkolach. Zapewniali, że oni tak nigdy by nie zrobili. Teraz mają problem wizerunkowy i nie wiedzą, jak wyjść z twarzą. Dlatego inicjatywa referendalna została skierowana do sejmowej komisji, czyli po prostu do sejmowej zamrażarki.
Jaki będzie ciąg dalszy? Moim zdaniem PiS powinien ogłosić referendum w sprawie reformy. Pytanie powinno jednak brzmieć: „Czy jesteś za likwidacją gimnazjów, czy za ich pozostawieniem?” Jestem przekonany, że większość rodziców opowiedziałaby się za likwidacją gimnazjów, czyli za reformą PiS.