Nie tylko ZNP, ale i pozostałe związki protestują przeciwko zmianom w Karcie nauczyciela i systemie finansowania oświaty. Twierdzą, że w projekcie pozostawiono niekorzystne dla nich rozwiązania.
Rozbieżne stanowiska stron na temat Karty nauczyciela / Dziennik Gazeta Prawna
Resort edukacji narodowej wciąż czeka, aż spłyną wszystkie uwagi do projektu ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Dokument ten pod koniec maja trafił do konsultacji społecznych. Nowa regulacja ma obowiązywać od stycznia 2018 r. MEN nie zdecydował się na likwidację wymogu zapewniania średniej płacy dla nauczycieli ani też części dodatków, które są im wypłacane. Nie ma też zasad nowego podziału subwencji. Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, przyznała, że na tak głębokie zmiany finansowania nie są gotowe samorządy. Dlatego też dopiero w 2019 r. ma się pojawić kolejny projekt ustawy, który kompleksowo określi kwestie związane z finansowaniem oświaty i wynagradzaniem nauczycieli.
Związkowcy protestują
Decyzja resortu edukacji zbulwersowała organizacje związkowe, które chciały, aby już od tego roku określić nowe, korzystniejsze dla nauczycieli zasady wynagradzania oraz przyznawania subwencji oświatowych gminom. Dlatego chcą wycofać swoją zgodę nawet na te zmiany, które uprzednio zaakceptowali.
– Z rozczarowaniem przyjęliśmy proponowane przez MEN zmiany w Karcie nauczyciela. Większość z nich nie była z nami konsultowana, np. zamiar likwidacji funduszu zdrowotnego. Nie zgadzamy się na wprowadzanie zmian w KN odbierających konkretne uprawnienia, w sytuacji gdy nie jest znana propozycja podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli i innych pracowników oświaty. I gdy brak jest jakiejkolwiek propozycji standardów zatrudnienia nauczycieli specjalistów – mówi Sławomir Wittkowicz, szef Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
Jego zdaniem MEN nie powinien ograniczać nauczycielom przywilejów, jeśli wcześniej nie są znane propozycje rekompensat, np. w postaci podwyżek.
Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, uważa, że MEN powinien uwzględnić postulaty, by co roku pensje nauczycieli wzrastały automatycznie i były uzależnione od wzrostu średniej krajowej. Anna Zalewska w rozmowie z DGP przyznała, że propozycja Solidarności jest ciekawa i nie wyklucza jej wprowadzenia od 2019 r. Wtedy nowe rozwiązania zastąpiłyby obecne, które dotyczą średniej płacy wynikającej z Karty nauczyciela, zniesiony zostałby także obowiązek wypłaty jednorazowego dodatku uzupełniającego, o co zabiegają samorządy.
W przeciwieństwie do tych dwóch central związkowych, które pierwotnie zgadzały się na rozwiązanie resortu edukacji, niezmienne stanowisko prezentuje Związek Nauczycielstwa Polskiego.
– Pani minister nie ma pomysłu na zmiany. Jej propozycje ograniczają się do przekładania pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej. Jesteśmy przeciwni wszystkim zmianom, które prowadzą do wydłużenia uzyskania stopnia awansu, a także ograniczenia wynagrodzenia nauczycielom – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Możemy rozmawiać o ograniczeniu dostępu do zawodu osób przypadkowych, ale też mam wątpliwości, czy wprowadzenie egzaminu państwowego załatwi tę sprawę – dodaje.
30 czerwca decyzja MEN
Z naszych informacji wynika, że MEN zamierza się spotkać z przedstawicielami związków pod koniec czerwca, by zdecydować, z czego należy zrezygnować w projekcie. Związkowcy nie chcą zmian w ocenianiu nauczycieli. Nie ma też zgody na wydłużenie awansu zawodowego. Zgodnie z projektem młodzi nauczyciele na nowy dodatek do pensji będą musieli trochę poczekać – projekt zakłada wydłużenie czasu na zdobycie najwyższego stopnia awansu z 10 do 15 lat. Obecnie ponad 80 proc. nauczycieli posiada dwa najwyższe stopnie awansu (mianowany i dyplomowany). Nauczyciel, który rozpoczyna karierę w szkole ze stopniem stażysty, będzie musiał przepracować rok i 9 miesięcy, aby otrzymać umowę na czas nieokreślony i stopień nauczyciela kontraktowego (obecnie wymagane jest 9 miesięcy pracy).
– Nie zgadzamy się też, aby to lekarz medycyny pracy, a nie jak obecnie lekarz pierwszego kontaktu, decydował o urlopie dla poratowania zdrowia – mówi Sławomir Wittkowicz.
Związkowcy mają nadzieję, że w projekcie pozostaną tylko zmiany związane z dotowaniem placówek przez samorządy, a niekorzystne dla pedagogów propozycje wylecą. Oczywiście chcą pozostawienia nowego dodatku – dla nauczycieli dyplomowanych, którzy mieliby go dostawać za wyróżniającą pracę.
Jak podkreśla resort edukacji, będzie on stanowił uzupełnienie obecnego systemu awansu zawodowego powiązanego z systemem wynagrodzeń. Na takie świadczenie będzie mógł liczyć nauczyciel dyplomowany po przepracowaniu 5 lat od otrzymania tego stopnia awansu. Musi jednak spełnić dodatkowy warunek, czyli otrzymać wyróżniającą ocenę pracy (zgodnie z projektem ta ma być weryfikowana każdego roku, a nie jak obecnie tylko w szczególnych sytuacjach, np. przy awansie na kolejny stopień). Docelowo dodatek w ciągu 3 lat od wejścia w życie ustawy ma wynieść 16 proc. kwoty bazowej ustalonej w budżecie dla nauczycieli. Obecnie byłoby to 440 zł brutto miesięcznie.
– To są kolejne obietnice, a przecież o dodatkowych pieniądzach decyduje wicepremier Morawiecki, a nie szefowa MEN. Wciąż nie ma żadnych informacji, że będą pieniądze na podwyżki – mówi Sławomir Broniarz.
MEN jednak zapewnia, że nauczyciele od przyszłego roku będą mogli liczyć na wzrost pensji przez kolejne 3 lata. W tym czasie wynagrodzenia nauczycieli mają urosnąć o 15 proc.