Szkoły wyższe ograniczają przyjęcia, a najlepszych maturzystów kuszą dodatkowymi stypendiami. Niektóre będą rozdawać po 4 tys. zł.
Wielkimi krokami zbliża się rekrutacja na studia na rok akademicki 2017/2018. Ale inaczej niż w latach poprzednich tym razem uczelnie nie będą zabijać się o każdego studenta. – Zmieniają podejście do rekrutacji. Zamiast iść na ilość, będą starały się zachęcić najlepszych do wyboru właśnie ich szkoły – twierdzi Piotr Pokorny z Instytutu Rozwoju Szkolnictwa Wyższego.
Ta zmiana to efekt działań Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Owczy pęd
Przede wszystkim resort zmienił rozporządzenie w sprawie sposobu podziału dotacji z budżetu państwa dla uczelni publicznych i niepublicznych (Dz.U. poz. 2016). Nowela, która obowiązuje od 1 stycznia 2017 r., odwróciła dotychczasowy model, zgodnie z którym im więcej placówka miała studentów, tym na wyższą dotację mogła liczyć. Prowadziło to do masowego kształcenia i przyjmowania praktycznie każdego z maturą. Ponadto nie było motywacji do tego, aby pozbywać się słabych studentów, więc przepychano ich za wszelką cenę na kolejny rok.
Więcej osób idzie na studia / Dziennik Gazeta Prawna
Teraz szkoła, która ma więcej niż 13 studentów przypadających na jednego nauczyciela akademickiego, musi się liczyć ze zmniejszeniem dotacji.
– Wszyscy ulegliśmy pędowi, bo za każdym studentem szły pieniądze. W tej chwili z większą pieczołowitością będziemy wybierać kandydatów, nie będziemy musieli przyjmować słabszych, z którymi są potem same kłopoty. To się przełoży na wyższą jakość kształcenia – komentuje Jacek Namieśnik, rektor Politechniki Gdańskiej.
Aby dostosować się do nowych wymogów, uczelnie w pierwszej kolejności obcięły limity miejsc. Przykładowo Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach na rok akademicki 2017/2018 zamierza przyjąć około 30 proc. mniej osób na studia dzienne. Z kolei Politechnika Białostocka przygotowała 1,9 tys. miejsc dla nowych studentów, podczas gdy w ubiegłym roku było ich 2,5 tys.
Pieniądze za najlepszych
Szkoły w trakcie tegorocznej rekrutacji będą starały się też przyciągnąć jak najlepszych studentów. A to dlatego, że MNiSW wprowadziło nowy rodzaj dotacji dla uczelni – za najlepszych przyjętych maturzystów. W przyszłym roku na ten cel zamierza przeznaczyć 100 mln zł.
Rektorzy już szukają sposobów na to, jak skutecznie skusić wybitnych uczniów. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie z własnych środków chce dać im 400 tys. zł. – Jeśli wybiorą naszą uczelnię, otrzymają stypendium w wysokości 4 tys. zł. Będzie ono wypłacone w dwóch transzach, po 2 tys. zł w pierwszym i drugim semestrze – zdradza Aneta Adamska z UMCS.
Wsparcie jest skierowane do osób, które uzyskają bardzo dobre wyniki z egzaminu maturalnego (co najmniej 85 proc. na poziomie rozszerzonym z jednego z przedmiotów) oraz osiągnęły średnią ocen z ostatniej klasy szkoły ponadgimnazjalnej na poziomie co najmniej 5.0. Pieniądze trafią też do kieszeni laureatów olimpiad przedmiotowych.
Jednak Piotr Pokorny przestrzega przed takimi działaniami. – To krótkowzroczne. Kandydat wybierze uczelnię, zgarnie stypendium i opuści szkołę. Lepiej, aby placówki przyciągały do siebie maturzystów jakością kształcenia, a nie gratyfikacjami finansowymi – uważa.
Złe nawyki
Eksperci zwracają uwagę, że mimo iż nowe zasady finansowania zmuszają uczelnie do zmiany taktyki, nadal widoczne są niekorzystne trendy. – Przygotowując ofertę kształcenia, szkoły nadal kierują się głównie posiadaną kadrą, a nie potrzebami rynku pracy – wskazuje Pokorny. Efekt: najwięcej miejsc oferują wydziały humanistyczne, podczas gdy pracodawcy szukają głównie osób po studiach technicznych.
– Niestety nawet gdybym chciał zwiększyć limit miejsc na kierunkach technicznych, których najbardziej potrzebuje rynek, nie mam odpowiednich ludzi, którzy mogliby uczyć studentów. Bo wybierają oni kilkukrotnie lepiej płatne oferty pracy w przedsiębiorstwach. Na ich zatrudnienie po prostu mnie nie stać – mówi Jacek Namieśnik.