Niecały tydzień został dyrektorom szkół na podjęcie ostatecznych decyzji kadrowych, które są pokłosiem reformy oświaty. Tymczasem nadal nie wiadomo, czy ochrona przed zwolnieniem wynikająca z kodeksu pracy i przepisów o związkach zawodowych dla ciężarnych, związkowców, pracowników przebywających na urlopach macierzyńskim i dla poratowania zdrowia przysługuje również nauczycielom, którzy otrzymali już propozycje przeniesienia w stan nieczynny lub ograniczenia etatu.

Ministerstwo Edukacji Narodowej twierdzi, że tak. Problem w tym, że uzasadniając swoje stanowisko, nie podpiera się twardym prawem. Bo tego po prostu nie ma. Co więcej, powołując się na wyrok Sądu Najwyższego z 5 lipca 2011 r. (sygn. akt I PK 15/11), MEN twierdzi, że ochroną powinny być objęte osoby w wieku przedemerytalnym. Akurat w tym orzeczeniu sąd mówi coś przeciwnego. Istny dom wariatów. A to nie koniec. Bo resort, idąc w zaparte, sugeruje, że kodeks pracy trzeba stosować także do nauczycieli mianowanych! Problem w tym, że nigdy, od kiedy Karta nauczyciela weszła w życie – a więc od 1982 r. – nie podlegali oni tym przepisom.

Inna sprawa, że część decyzji w szkołach już podjęto i niewykluczone, że bez pracy zostaną osoby, które powinny być chronione. Szkoły i samorządy przed odwołaniami do sądów pracy mogą ustrzec problemy z interpretacją przepisów i ludzka nieświadomość. Bo nie jest np. jasne, czy odwołania do sądów powinny pójść od wypowiedzeń stosunków pracy, czy już od pism z propozycją przeniesienia w stan nieczynny (kodeks pracy nie zna bowiem instytucji przeniesienia w stan nieczynny).

Jest też druga strona medalu. Ochrona przysługująca w chwili wygaszania gimnazjów – którą dyrektorzy szkół, idąc za stanowiskiem MEN, powinni uwzględnić – powoduje kolejne praktyczne problemy. Osobie chronionej trzeba zapewnić dalsze zatrudnienie w szkole, która włączy gimnazjum w swe struktury bądź powstanie w wyniku jego przekształcenia. Nawet wtedy, gdy zapotrzebowania na jej pracę nie będzie. Kolejna kwestia dotyczy skutków przysługiwania ochrony. Proces może trwać wiele lat, a wówczas nie wiadomo, gdzie taki nauczyciel miałby ewentualnie zostać przywrócony do pracy. Gimnazjum już przecież nie będzie. Oświatowy galimatias prawny zdaje się zataczać coraz szersze kręgi, a jego końca nie widać.