Gminy nie mogą pomieścić części dzieci i dopiero teraz decydują się na rozpisanie dla niepublicznych przedszkoli konkursów na dodatkowe miejsca. Te jednak nie są zainteresowane współpracą.
Zmiany w opłatach za przedszkola / Dziennik Gazeta Prawna
Kooperacja samorządów i prywatnych przedszkoli od lat nie układa się najlepiej. Placówki spotykają się z zarzutami, że zarabiają dzięki gminnym pieniądzom i dodatkowo na rodzicach, a samorządy robią wszystko, aby zapewnić miejsca dla dzieci we własnym zakresie.
Jednak w tym roku, po wprowadzeniu prawa do przedszkola dla trzylatków oraz likwidacji gimnazjów, gminy, które mają obowiązek zapewnić dzieciom miejsca, są wręcz skazane na współpracę z prywatnymi przedszkolami. Z sondy DGP wynika jednak, że zainteresowanie po stronie niepublicznych placówek jest znikome.
Nie chcą wyższej dotacji
Prywatne placówki, które przystąpią do powszechnej rekrutacji, otrzymają na przedszkolaka dotację wynoszącą 100 proc. wydatków przeznaczanych przez gminę, a nie 75 proc., jak obecnie. W zamian taka placówka nie może pobierać od rodziców czesnego, ma prawo jedynie do złotówki za każdą dodatkową godzinę powyżej pięciu bezpłatnych. Mimo że nie musi się w takiej sytuacji martwić o chętnych, zainteresowania wyższą dotacją nie ma.
– Konkurs rozpisaliśmy, a jego wyniki będą znane 9 czerwca. Wszystkie niepubliczne przedszkola już o nim wiedzą, ale żadnych konkretnych informacji nie mamy. Euforii nie widać – martwi się Janina Śmiałkowska, naczelnik wydziału edukacji, kultury i kultury fizycznej Urzędu Miasta Świnoujścia. – Potrzebujemy 75 miejsc – dodaje.
– Nie znamy ostatecznej liczby dzieci, które będą uczęszczały do przedszkoli niepublicznych. Nie wiemy jeszcze dokładnie, ile zabraknie nam miejsc – wskazuje Jacek Mazur, dyrektor Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół w Sierakowicach. – Ale nie mamy sygnałów od prywatnych przedszkoli, aby były zainteresowane powszechną rekrutacją. Trudno będzie na siłę szukać chętnych. Będziemy musieli pomyśleć o dodatkowych pomieszczeniach w szkołach – dodaje.
W dużych miastach konkursy na utworzenie dodatkowych miejsc dla przedszkolaków mają być dopiero rozpisywane. – Nie mamy jednak pojęcia, czy będzie zainteresowanie tą formą współpracy – potwierdza Hanna Surma, rzecznik prasowy prezydenta Poznania i urzędu miasta.
W niektórych aglomeracjach pomyślano o tym problemie wcześniej. – Z uwagi na konieczność zapewnienia wychowania przedszkolnego szerszej grupie dzieci, w lutym 2017 r. miasto ogłosiło otwarty konkurs dla przedszkoli niepublicznych. Złożono trzy oferty. W marcu ogłosiliśmy kolejny konkurs, ale niestety żadne oferty nie nadeszły – mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik Urzędu Miasta Częstochowy. – Musieliśmy się ograniczyć do współpracy tylko z tymi trzema placówkami – dodaje.
Elżbieta Rabenda, edukator i ekspert z listy MEN twierdzi, że na szkoleniach, które prowadzi, dyrektorzy i samorządowcy przyznają, że przez reformę oświatową, która nakłada się z obowiązkiem zapewnienia w nadchodzącym roku szkolnym miejsc dla trzylatków, mają ogromy problem z umieszczeniem dzieci w oddziałach przedszkolnych w szkołach. Bo muszą stworzyć też oddziały dla siódmoklasistów. – A zainteresowanie współpracą z gminami przy powszechnym naborze po stronie niepublicznych przedszkoli jest znikome – podsumowuje.
Przeszkodą są pieniądze
Samorządy mają więc poważny problem, który trudno będzie im rozwiązać.
– Nasza gmina sondowała mnie, czy byłabym zainteresowana przystąpieniem do powszechnej rekrutacji. Odmówiłam. Jesteśmy na rynku ponad 10 lat, a naszą ofertę kierujemy do tych rodziców, którzy chcą, aby ich dzieci miały jak najwięcej dodatkowych zajęć, odpowiednie warunki i opiekę – tłumaczy Anita Lachowicz, właścicielka przedszkola Szczęśliwe Dzieci w Józefowie. – Jeśli przystąpiłabym do „przedszkola za złotówkę”, nie byłoby mnie stać na dodatkowe zajęcia i utrzymanie placówki. A przecież obecne przepisy nie pozwalają na to, aby rodzice partycypowali w wydatkach związanych z szerszym wachlarzem edukacyjnym – dodaje.
Podobnie do sprawy podchodzą inne niepubliczne przedszkola, które mimo zmiany przepisów nie muszą się martwić o to, że rodzice przestaną wysyłać do nich dzieci. Na przykład w gminie Stargard blisko 61 proc. maluchów uczęszcza do prywatnych przedszkoli z czesnym. – Z naszych danych wynika, że liczba dzieci od września w przedszkolach niepublicznych i oddziałach przedszkolnych będzie na tym samym poziomie co obecnie – potwierdza Władysława Czyczyn, kierownik Ośrodka Administracyjnego Szkół w Stargardzie.
Zdaniem Marka Pleśniara, dyrektora biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, rodzicom zależy na tym, aby ich dzieci w przedszkolu miały dostęp do dodatkowych zajęć, i dlatego są skłonni za to zapłacić ekstra. – Wsparcie z programu 500 plus zdecydowanie pomaga w decyzji o umieszczeniu dziecka w prywatnej placówce – dodaje.
Samorządy wskazują, że zmiana przepisów prawa mogłaby zachęcić prywatne placówki do udziału w powszechnej rekrutacji do „przedszkoli za złotówkę”.
– Chętniej przystępowałyby one do otwartych konkursów ofert, gdyby udzielana przez samorządy dotacja mogła być wykorzystywana nie tylko na wydatki bieżące – mówi Jerzy Owczarski, dyrektor zespołu obsługi szkół i placówek oświatowo-wychowawczych w Urzędzie Miejskim w Oławie. – Właścicielom prywatnych przedszkoli przeważnie chodzi m.in. o spłaty zaciąganych na cele placówki kredytów – dodaje.