Po stawione w tytule pytanie może wydawać się na pierwszy rzut oka banalne. Ale jak w wielu innych przypadkach, diabeł tkwi w szczegółach. A szczegóły te mogą okazać się bardzo istotne zwłaszcza przy okazji prowadzonej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego debaty na temat zmian w systemie nauki w Polsce. Jeśli sprecyzujemy, po co są naukowcy, to zapewne łatwiej będzie dostosować do nich zmiany ustawowe i stworzyć optymalne rozwiązania.
Tymczasem naukowcy są potrzebni społeczeństwu tak naprawdę z jednego powodu. Powinni prowadzić badania w celu zdobywania wiedzy, a następnie przekazywać tę wiedzę dalej. To ostatnie odbywać się powinno w zróżnicowanym zakresie. Przekazywaniem wiedzy będzie zarówno kształcenie studentów i słuchaczy podyplomowych, jak i upowszechnianie wiedzy w różny inny sposób. W tym ostatnim przypadku może chodzić zarówno o dokonywanie ważnych odkryć, ważny wkład do teoretycznych rozważań nad określonymi problemami, jak i bardziej już przyziemną współpracę z gospodarką czy administracją publiczną. Na tym rola naukowców się kończy.
Można by rzec „tylko tyle i aż tyle”. Niniejsze zadanie można bowiem rozumieć bardzo szeroko, w zróżnicowanych wymiarach. Kształcenie studentów to nie tylko sam przekaz wybranych – nawet najbardziej istotnych – informacji. To również przekazanie pewnych wzorców, zasad, odnoszących się także do wychowania i sposobu bycia, słowem – współtworzenie inteligencji, kształtowanie elit. Zadanie to jest bardzo trudne. Dlatego system szkolnictwa wyższego (i wszystkie rozwiązania państwowe) powinny być nastawione na to, aby je ułatwić. To powinien być główny cel rzeczonego systemu. I dodajmy – całą działalność akademicką trzeba rozpatrywać z perspektywy tegoż zadania. Jest ono bowiem na tyle czasochłonne, że dodawanie naukowcom innych obowiązków należałoby uznać z tej perspektywy za przeciwskuteczne. Rzecz jasna, problem również w tym, aby naukowcy dobrze to zadanie realizowali.
Co może im pomóc? Pan Zagłoba mawiał, że jego męstwo potrzebuje trzech rzeczy: „najeść się, napić się i wyspać się”. Zachowując konwencję bohatera „Trylogii”, można by napisać, że naukowiec potrzebuje trzech rzeczy: „uczyć się, badać i kształcić”. Ergo, naukowcy powinni mieć czas na kontakt z najnowszymi publikacjami i innymi środowiskami naukowymi (w tym zagranicznymi), mieć możliwość prowadzenia badań oraz ich publikacji i w końcu możliwość przedstawienia wyników swoich prac otoczeniu. Mogą być z powyższego ostro rozliczani, jednakże podstawową kwestią jest stworzenie im odpowiednich możliwości. Organizacyjnych, finansowych i społecznych.
W obecnym systemie te możliwości w jakimś zakresie istnieją. Wydaje się jednak, że naukowcy są od tych obowiązków odciągani przez biurokrację i konieczność koncentrowania się (przez godziny, czasem dni, tygodnie) na wypełnianiu różnorakich, mniej lub bardziej ważnych dokumentów. A to przez dzielenie na czworo treści tematycznych dla studentów, próbę skatalogowania i opisania każdej chwili zajęć. Na razie mamy obowiązującą formułkę, zgodnie z którą naukowcy mają obowiązki „dydaktyczne, badawcze i organizacyjne”. Przy czym pod te „organizacyjne” administracja znacznej części polskich uczelni włącza wszystko to, co jej odpowiada.
Problemy te diagnozowano wielokrotnie. Jak do tej pory niewiele zmieniono („wszyscy zgadzają się ze sobą, a będzie nadal tak jak jest”). Jednakże w trakcie dyskusji nad zmianami systemu wskazano wiele ciekawych, kompleksowych rozwiązań. Można tu zwrócić uwagę, jako na najciekawsze problemy, na szerszy zakres współpracy nauki z praktyką (w różnych formach organizacyjnoprawnych), zróżnicowane warianty ścieżki awansu naukowego, większy akcent na jakość niż ilość przy ocenie naukowego dorobku czy w końcu zmianę roli organów zarządzających uczelniami. Wydaje się, że gdyby tego rodzaju pomysły były odpowiednio przemyślane i wdrożone, pomogłyby naukowcom odgrywać ich podstawową rolę. Istotne wydaje się pielęgnowanie kontaktu nauki z jej otoczeniem, uwrażliwianie na bieżące potrzeby, a także – zwłaszcza dla młodych naukowców – ważne jest precyzyjne określenie ram przyszłej naukowej kariery.
Naukowcy muszą wiedzieć, na co w najbliższej perspektywie czasowej mogą w swojej karierze się nastawiać, nie wybierając jednocześnie dróg na skróty (poprzez np. sztuczne mnożenie punktów w naukowym dorobku). Rozważane przez Ministerstwo Nauki projekty zmian częściowo taką perspektywę uwzględniają, ale potrzebne byłoby jeszcze kilka kroków dalej. Ważna jest też sprawność przy podejmowaniu decyzji dotyczących uczelni i naukowców. Ale mimo wszystko kluczowa jest kwestia wywołana na początku. Przy każdej, nawet najdrobniejszej, najbardziej szczegółowej zmianie w tyle głowy ministra, rektorów, dziekanów, administracji musi wciąż tkwić to pytanie: „Po co są naukowcy?”. Kto wie, może przydałaby się wręcz specjalna preambuła na ten temat do ustawy o szkolnictwie wyższym? Dopiero w sytuacji, gdy wszyscy istotni naukowi decydenci przy każdej czynności będą o tym pamiętać, możliwa będzie realna poprawa status quo.
Kształcenie studentów to nie tylko sam przekaz informacji. To również przekazanie wzorców, zasad, odnoszących się do wychowania i sposobu bycia, słowem – współtworzenie inteligencji, kształtowanie elit