W kwietniu nauczyciele otrzymają informację, na jaki wzrost pensji będą mogli liczyć od 2018 r. W 2017 r. ograniczy się on tylko do wskaźnika waloryzacji, który ma wynosić 1,3 proc. Takie informacje przekazała Anna Zalewska, minister edukacji narodowej, podczas przeglądu jej resortu u szefowej rządu.
W MEN od dwóch miesięcy działa zespół składający się z przedstawicieli związków zawodowych i samorządów, a także ministerialnych urzędników. Zajmuje się m.in. zmianą systemu wynagradzania nauczycieli, a także sposobem naliczania średnich płac.
– Chcemy ten system uporządkować, a jednocześnie wskazać drogę do kolejnych podwyżek dla nauczycieli – stwierdziła Anna Zalewska.
– Jesteśmy zadowoleni z tej deklaracji – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność. – Podczas wcześniejszych rozmów z premier Beatą Szydło otrzymaliśmy zapewnienie, że podwyżki będą w kolejnych latach, aż do końca kadencji. Szefowa rządu ich wysokość uzależniła od ściągalności podatków – dodaje.
Związkowcy chcą też nowej definicji wynagrodzenia nauczycielskiego. – Powinno być w niej zawarte to, co nauczyciel faktycznie otrzymuje, a nie to, co dzięki np. odprawom czy wynagrodzeniom za godziny ponadwymiarowe może otrzymać – twierdzi Ryszard Proksa.
Tłumaczy, że w zamian nauczyciele mogliby zrezygnować na korzyść samorządów z obowiązku naliczania średniej płacy. Kompleksowe rozwiązania dotyczące wynagradzania nauczycieli mają się znaleźć w nowej ustawie o finansowaniu oświaty, której wejście w życie jest planowane na 2018 r.