Zmotoryzowani Polacy coraz lepiej dbają o bezpieczeństwo swoje i osób, które przewożą.
Jak dbamy o bezpieczeństwo za kółkiem / Dziennik Gazeta Prawna
Dowodem poprawy są badania przeprowadzone przez Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, działającą przy resorcie infrastruktury. Specjalnie przeszkoleni obserwatorzy ustawiali się przy skrzyżowaniach oraz rondach (a więc w miejscach, w których samochody zatrzymują się lub redukują prędkość) i sprawdzali, czy kierowcy oraz pasażerowie mają zapięte pasy (zebrano dane o niemal 100 tys. pojazdów) oraz czy sadzają dzieci w fotelikach (sprawdzono 2,7 tys. dzieci).
Z roku na rok wzrasta odsetek osób zapiętych w pasy bezpieczeństwa. W tym roku jest to 94 proc. podróżujących autem – to aż o 23 pkt proc. więcej niż dziesięć lat temu. Jest jednak i zła wiadomość: w dalszym ciągu bez pasów jeździ niemal jedna czwarta pasażerów siedzących na tylnych siedzeniach. – Siadając z tyłu, część z nas błędnie zakłada, że chroni nas fotel i kanapa pod nami. Starsze osoby pamiętają jeszcze czasy, gdy brakowało pasów bezpieczeństwa na tylnych siedzeniach, i to przyzwyczajenie im zostało. Brakuje też nacisku na ten aspekt w działaniach edukacyjnych czy nawet karaniu kierowców i pasażerów – przekonuje Andrzej Grzegorczyk ze stowarzyszenia Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego.
Optymizmem napawa też powszechne stosowanie fotelików dla dzieci. W tym roku użyto ich w 93 proc. przypadków, gdy jeszcze dwa lata temu było to 88 proc. Warto przy okazji przypomnieć, że w maju zmieniły się przepisy dotyczące fotelików dziecięcych. Zniknęło kryterium wieku dziecka, a pozostało jedynie kryterium wzrostu poniżej 150 cm. To oznacza, że młody człowiek, który ukończył 12 lat, ale nie osiągnął jeszcze wymaganego wzrostu, powinien być przewożony w foteliku bezpieczeństwa lub urządzeniu przytrzymującym dla dzieci. I przeciwnie – młodsze dziecko może pozbyć się fotelika, o ile wymagany wzrost przekroczyło.
Na tle osób bardziej dbających o bezpieczeństwo za kółkiem zaskakująco słabo wypadają ci, którzy w samochodzie spędzają większość dnia. Pasy zapina tylko połowa taksówkarzy (49 proc.), którzy w dodatku nie egzekwują tego obowiązku od swoich klientów: pasy zapina 71 proc. pasażerów jadących z przodu i zaledwie 43 proc. jadących z tyłu. Prezes Poznańskiego Stowarzyszenia Taksówkarzy Jacek Kalka tłumaczy, że to efekt specyficznych regulacji. – Po tym, jak klient wsiądzie do samochodu, taksówkarz nie ma obowiązku jazdy w pasach. Chodzi o względy bezpieczeństwa, np. w razie napadu. Natomiast jeśli kierowca nie wiezie pasażera, ma już obowiązek jazdy w pasach – tłumaczy.
Kalka przyznaje, że taksówkarze nie zawsze zwracają uwagę klientom niezapinającym pasów. – Cudzoziemcy, zwłaszcza z krajów zachodnich, mają zupełnie inne nawyki niż Polacy i od razu zapinają pasy – zauważa. Powodów do dumy nie powinna też mieć spora część rowerzystów poruszających się drogami publicznymi. Z badania przeprowadzonego przez KRBRD wynika, że kaski ochronne stosuje zaledwie 20 proc. z zaobserwowanych 1689 użytkowników jednośladów. Najrzadziej w kaskach jeżdżą osoby starsze (12 proc.). Najczęściej czynili to ludzie młodzi (23 proc.) i dorośli (20 proc.).
Jazda w kasku nie jest jednak obowiązkowa. Niektóre kraje decydują się wprowadzić taką regulację, choć z reguły jest ona ograniczona, np. na Słowacji kaski muszą mieć dzieci do 15. roku życia, w Austrii – rowerzyści do 12 lat, a w Estonii – do 16. roku życia. W Hiszpanii obowiązek jazdy w kasku nie dotyczy poruszania się w terenie zabudowanym, w czasie jazdy pod górę czy w trakcie upałów. Próbom narzucenia tego obowiązku ostro sprzeciwiają się zorganizowane środowiska rowerowe, np. Europejska Federacja Cyklistów. Jej zdaniem wprowadzenie takich przepisów nie przełoży się na wzrost bezpieczeństwa, a dodatkowo zniechęci wiele osób do korzystania z rowerów.