Odejście prof. Stanisława Sołtysińskiego z Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego oznacza koniec pewnej epoki
POSTAĆ TYGODNIA Stanisław Sołtysiński
Można go lubić lub nie, ale nie sposób go nie podziwiać – mówią adwersarze. Bo mógłby być nie tylko świetnym doradcą i legislatorem, którym jest od lat. Równie dobrze prowadziłby resort spraw zagranicznych. Jest bowiem niezwykle pragmatyczny. Jako prawnik wie, co dla ważnego klienta jest najważniejsze. Potrafi też latami tłumaczyć (zarówno prostym, jak i dobrze wykształconym osobom), że to, co zamierza, jest najlepszym rozwiązaniem z możliwych. Nawet kiedy nie wynika to wprost z zaangażowania reguł klasycznej logiki. Przekonuje autorytetem. I rzadko nie udaje mu się postawić na swoim.
Dlaczego został prawnikiem? Opowiada, że na jego wybór miał wpływ podziw, jakim darzył stryja Bolesława, przedwojennego sędziego, który przygarnął go jeszcze w szkole podstawowej na stancję w Poznaniu. Przyczynił się także nauczyciel, który przestrzegł przed studiowaniem ukochanej przez niego historii: „Odradzam. Żebyś nie został belfrem. Jak ja”. Ale prof. Sołtysiński został i znaczącym prawnikiem, i nauczycielem. Akademickim. Przede wszystkim na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, który wcześniej skończył, ucząc się m.in. od swoich trzech mistrzów – profesorów Zbigniewa Radwańskiego – cywilisty, Zygmunta Ziembińskiego – teoretyka prawa i logika, oraz Krzysztofa Skubiszewskiego – teoretyka, a także praktyka w dziedzinie prawa międzynarodowego.
Dziś dawna studentka profesora Sołtysińskiego mówi, że to człowiek z dobrego, przedwojennego materiału. Dlatego zawsze był kulturalny. Nawet kiedy odsyłał z dwóją, nie wyzłośliwiał się. On sam wspomina nauczanie jako zajęcie tyleż fascynujące, co niekiedy zabawne. – Po powrocie w latach 70. ze studiów na Columbia University egzaminowałem, przedstawiając kazusy. Zamiast pytać, jakie prawo rządzi własnością i prawami rzeczowymi, na egzaminie z prawa kolizyjnego dałem do rozwikłania taki oto przypadek: rój pszczół opuścił kołchozowy ul na Ukrainie i połączył się z innym, należącym do indywidualnego rolnika po naszej stronie Bugu. Kto jest właścicielem zespolonych rojów? Według jakiego prawa należy ocenić braterski spór między kołchozem a lubelskim rolnikiem? Student, który wypadł z dwóją, skarżył się głośno na korytarzu: „Sołtys oszalał. Pyta z karnego o nielegalny przelot przez ruską granicę” – relacjonuje prof. Sołtysiński.
Student błądził jednak w dwóch sprawach. Nie tylko nie zrozumiał pytania, lecz także nie docenił połączenia dwóch tez dialektyki wyrosłych po dwóch stronach żelaznej kurtyny, którymi zawsze z niezwykłą sprawnością posługiwał się profesor. Bez szwanku dla swej reputacji i tu, i tam. Dlatego ceni on sobie również wykłady na Penn University w Filadelfii, College of Europe (w Brugii), na Uniwersytecie Frankfurckim i w Munich International Property Center.
Uczniowie? – Mam ich niewielu, ale tymi najwyższej próby są profesorowie Ryszard Skubisz i Aurelia Nowicka – wymienia.
Poza dydaktyką profesor wiele czasu poświęcił w całej swojej karierze doradztwu – m.in. w filadelfijskiej firmie prawniczej Drinker Biddle & Reath i we własnej kancelarii Sołtysiński Kawecki & Szlęzak. Szczególnie lubi projekty fuzji i przejęć oraz te w dziedzinie ochrony własności intelektualnej. Jako wieloletni członek Rady Legislacyjnej trzymał rękę na pulsie reformy ustawodawstwa mającej doprowadzić do rozwoju zagranicznych inwestycji. W 1997 r. został członkiem Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego oraz przewodniczącym jej podkomisji, która opracowała uchwalony w 2000 r. kodeks spółek handlowych. Potem angażował się w większe nowelizacje tej ustawy. Reprezentował również rząd w polskich rozmowach akcesyjnych ze Wspólnotą Europejską. Potem był członkiem Komisji Ekspertów doradzającej w sprawie naszego przystąpienia do Unii Europejskiej.
Z przyjemnością wspomina zakończone powodzeniem amerykańskie procesy. Jeden antydumpingowy mieleckiej fabryki wózków golfowych, a drugi związany z aferą karabinierów, kiedy to udało się uwolnić pięciu przedstawicieli naszego przemysłu zbrojeniowego oskarżonych o sprzedaż broni do Iraku po złożeniu przez polski rząd amicus curiae brief władzom USA.
Stanisław Sołtysiński jest także arbitrem, zarówno przed polskimi sądami polubownymi, jak i najszacowniejszymi międzynarodowymi. Lubił także zasiadać w radach nadzorczych (m.in. Agory i Banku Handlowego). Poza tym niewymowną przyjemność sprawia mu pisanie artykułów. – Dziś wiele z nich trafia do ksiąg pamiątkowych, które poprzedzają uczestnictwo w pogrzebach przyjaciół – mówi.
Poczucie humoru i taktu jest rzadką kombinacją zalet. Ale że nie jest to panegiryk, niech świadczy odpowiedź profesora na pytanie o zabawne i kuriozalne zdarzenia w karierze: – Kiedy wylądowałem w Hawanie, kończąc misję ekspercką UNIDO w państwach Ameryki Łacińskiej, i zająłem miejsce w długiej kolejce do toalety, zwrócił moją uwagę napis zdobiący dwie lotniskowe sławojki „Towarzysze i towarzyszki, którzy zrobili swoje, powinni szybko ustąpić miejsca innym”. Uważam, że to uniwersalne przesłanie powinno dotyczyć nie tylko towarzyszy kubańskich, lecz wszystkich osób zasiadających na eksponowanych stanowiskach. Staram się o tym pamiętać i opuszczać w porę zajmowane miejsca.